Twitter jako medium społecznościowe od dłuższego czasu był prawdziwym sojusznikiem wszelkich podmiotów walczących z dezinformacją w sieci. Poszczególne treści publikowane na platformie były monitorowane i usuwane, jeżeli zauważono, że mają one niewiele wspólnego z prawdą, czyli należą do grupy fake newsów czy stanowią dezinformacyjną manipulację. Kwestia ta dotyczyła zarówno kłamstw na temat szczepień, pandemii COVID-19, konfliktu w Ukrainie czy mowy nienawiści. Polityka firmy opierała się na usuwaniu zarówno samej treści, jak i kont, które w sposób wyraźny były fałszywe lub wprowadzały w błąd. Zaliczano do nich te, które niosą ze sobą ryzyko wyrządzenia znacznych szkód, jak chociażby profile konsekwentnie publikujące fałszywe treści antyszczepionkowe. 

Platforma do października 2022 roku była na bieżąco w stanie monitorować treści o charakterze dezinformacyjnym – pochodzące zarówno ze strony rosyjskiej, jak i chińskiej – co skutkowało usunięciem ponad 50 tys. treści, które manipulowały przekazem na temat ataku Rosji na Ukrainę. Dodatkowo w tym czasie z portalu zostało wyrzuconych 75 tys. kont naruszających standardy Twittera wypracowane na przestrzeni długiego okresu. Usunięto zarówno użytkowników siejących propagandę wojenną, ale jak również tych, których profil był powiązany z kontrowersyjnym hastagiem – #IStandWithPutin (tłum. Stoję za Putinem). Warto zaznaczyć, iż wybił się on właśnie dzięki działalności fałszywych kont, rejestrowanych na Twitterze wyłącznie w celu siania rosyjskiej dezinformacji.

Istotne zmiany rozpoczęły się z dniem 31 stycznia 2022, gdy Elon Musk, czyli pochodzący z Republiki Południowej Afryki najbogatszy człowiek na świecie, najbardziej znany z projektu Tesli oraz programu kosmicznego SpaceX, zaczął nabywać akcje Twittera. Jednocześnie pytał swoich obserwatorów na platformie w ankiecie, czy polityka medium społecznościowego powinna się zmienić? Całość opatrzył wzmianką na temat wolności słowa. Trzeba zauważyć, że wyrażenie to jest kluczowe dla dalszych przemian platformy oraz budowania tym samym sieci dezinformacji. 14 kwietnia kontrowersyjny biznesmen postanowił kupić Twittera początkowo za sumę 41,4 miliardów dolarów amerykańskich i zmienić sposób jego działania. Jak sam deklarował, miało to na celu odblokowanie potencjału tkwiącego w tym medium społecznościowym, gdzie wolność słowa miała być kluczowym wyznacznikiem działań. To w jakim kierunku miałaby podążać platforma, zostało ujawnione 10 maja, kiedy Musk stwierdził, że przywróci do aktywności m.in. konto byłego prezydenta USA Donalda Trumpa. Mimo problemów (multimiliarder próbował w międzyczasie wycofać się z kupna), pod koniec października Twitter został przez niego nabyty za niebagatelną cenę 44 miliardów dolarów amerykańskich. Co to jednak ma wspólnego z dezinformacją?

Pierwszym krokiem dającym szerokie pole popisu tak rosyjskim, jak i chińskim trollom, była zmiana zasad weryfikacji autentyczności konta. Znaczek dotychczas określany jako Twitter Blue, pozwalał użytkownikom platformy mieć pewność, że dana osoba jest faktycznie tą, za który się podaje. Nowy system wprowadzony przez Muska oznacza koszt 8 dolarów oraz konieczność wykupienia abonamentu, gdzie miesięczna opłata to 20 dolarów. Każdy podmiot, który uiści powyższą opłatę, otrzyma niebieski znaczek, oznaczający w powszechnym mniemaniu weryfikację konta, bez faktycznej jego weryfikacji. W twitterowej rozmowie, jaka wywiązała się na temat tej kwestii pomiędzy nowym właścicielem platformy a pisarzem Stephenem Kingiem, Elon stwierdził, że „oni też muszą opłacać rachunki”. Wcześniej stwierdził, że władza należy się ludowi i nie powinno być podziału na „panów” i „chłopów”, czyli tych którzy posiadają i nie posiadają niebieskiego znaczka. Wiele osób zwróciło uwagę, że nowe zasady wprowadzą tylko chaos i dezinformację. I zbytnio się nie mylili. Twitter to cały czas bardzo ważne źródło wiedzy na różne tematy, w tym te dotyczące wyborów, wojny, Rosji oraz sytuacji na wschodzie Europy. To także platforma, na której liczni politycy czy niektóre firmy ogłaszają kluczowe informacje.

Wielu użytkowników, komentując zmianę zasad weryfikacji, podkreślało, że da to możliwość łatwego podszycia się pod prawdziwe osoby i firmy w dwóch prostych krokach – poprzez zmianę nazwy profilu oraz zweryfikowanie konta na nowych zasadach. Kilka godzin po wprowadzeniu zmian w znaczący sposób wzrosła liczba „potwierdzonych” fałszywych kont, podszywających się pod Nintendo, firmę Eli Lilly, która „ogłosiła” „darmową insulinę”, koszykarza Jamesem Le Bronem czy byłego prezydenta Georga W. Busha, który rzekomo miał „tęsknić za zabijaniem Irakijczyków”. Okazuje się, iż pracownicy Twittera – ci, którzy pozostali w firmie – nie byli w stanie w trybie natychmiastowym odróżnić czy nowy znacznik został przyznany osobie korzystającej z niego w ramach starszej wersji portalu, gdyż oba systemy nie były ze sobą kompatybilne. 

Przykładem, w jaki sposób podszycie się pod inny podmiot może nie tylko umożliwić manipulację giełdowe (jak miało to miejsce w przypadku producenta insuliny), ale wpłynąć na destabilizację kwestii związanych z bezpieczeństwem, jest sytuacja związana z kontem podszywającym się pod amerykański koncern Lockheed Martin. To jedna z największych firm zbrojeniowych świata, produkująca między innymi samoloty F-35, F-16, helikoptery Blackhawk czy wyrzutnie HIMARS – te ostatnie dostarczane również Ukrainie. Na podszywającym się pod nią koncie z niebieskim znaczkiem pojawiła się informacja, że przedsiębiorstwo „zawiesza sprzedaż broni do Arabii Saudyjskiej, Izraela i USA dopóki nie zostanie przeprowadzone dochodzenie w sprawie naruszenia przez nie praw człowieka”. Spowodowało go gwałtowne zmniejszenie się kursu akcji i spadek wartość przedsiębiorstwa o 7 mld dolarów. Pokazuje to, jak Rosja czy inne podobne państwo może próbować wpływać na zachwianie produkcji militarnej Zachodu, skoro nawet tak absurdalny post (bo zawieszenie sprzedaży broni własnemu rządowi w praktyce jest niemożliwe), zadziałał w ten sposób.  

Krok numer dwa ku dezinformacji to pomysł udostępnienia algorytmu Twittera przez Muska na zasadzie open source. Czyli właściciel praw autorskich przyznaje użytkownikom prawa do badania, zmiany i rozpowszechniania oprogramowania w ramach wolnej licencji. W teorii zabieg ten ma chronić przed manipulacją. W praktyce sytuacja wygląda zupełnie odwrotne, bowiem zwykły użytkownik tak naprawdę nie będzie wiedział, jak z tego skorzystać. 

Kwestia ta została poruszona m.in. przez Marca Owena Jonesa, który poddał analizie 250 tys. tweetów na temat rosyjskiego ataku rakietą Toczka-U na dworzec kolejowy w Kramatorsku. Miało to potwierdzić założenie, iż mechanizmy platformy wykorzystywane są do prowadzenia kampanii dezinformacyjnej zakrojonej na szeroką skalę. Fałszywa informacja o tym, że rakieta została wystrzelona przez Ukraińców, była szybko przekazywana na Twitterze przez różne konta w języku angielskim, włoskim, francuskim oraz hiszpańskim, zwiększając wiarygodność kremlowskiej propagandy. Jednocześnie była ona podbijana przez prawdziwych użytkowników, m.in. polityków. Badacz zwraca uwagę, iż podobny mechanizm występuje, gdy chodzi o rozprzestrzenienie się prorosyjskich hashtagów. 

Elon Musk praktycznie od przejęcia platformy starał się szokować wszystkich wokół, nie zważając na potencjalne konsekwencje. W kontekście dezinformacji największe znaczenie mają październikowe masowe zwolnienia pracowników Twittera, którzy zajmowali się moderowaniem treści pojawiających się na platformie. Wzbudziło to niemałe kontrowersje oraz zainteresowanie także po stronie urzędników Unii Europejskiej. Z zaniepokojeniem śledzą oni poczynania miliardera, który w dość swoisty sposób postrzega, czym w dzisiejszych czasach jest wolność słowa – sam siebie określa mianem absolutysty wolności słowa. Nie wiadomo jednak, czy jego działania są zgodne m.in. z prawem unijnym.

W imię tej idei Musk przywrócił wiele zawieszonych dotychczas kont oskarżonych o udostępnianie fake newsów, w tym byłego prezydenta USA Donalda Trumpa oraz kontrowersyjnego rapera Kanye Westa (którego zresztą szybko znów zablokował). Kolejnym krokiem było zaprzestanie walki z dezinformacją na temat sytuacji związanej z COVID-19. Zasady te wprowadzono 23 listopada 2022 roku.  Warto pamiętać, że co prawda miliarder nie jest bezpośrednio powiązany z ruchem antyszczepionkowców, ale sam propagował fałszywe informacje, np. na temat tego, że dzieci są odporne na COVID-19.

Zasady, który dotychczas kierował się Twitter, sprawiły, że od dłuższego czasu na platformie banowani byli ludzie o skrajnych poglądach, wielbiciele teorii spiskowych oraz zwykli oszuści starający się zaistnieć poprzez dezinformację czy to polityczną, czy zdrowotną. Na przykład w Polsce prorosyjski patostreamer, Wojtek O., pseudonim „Jaszczur” doskonale wie, że nie ma czego szukać na platformie, gdyż prawdopodobnie szybko zostałby zablokowany. Niemniej jednak za rządów Muska wiele osób widzi światełko w tunelu i możliwość powrotu na Twittera, twierdząc, że teraz będzie możliwy swobodny przepływ informacji, gdzie „niewygodna prawda” nie będzie określana mianem „rosyjskiej dezinformacji”. Mówią o tym otwarcie fani teorii spiskowych, jak przykład BioClandestine, który został zawieszony na Twitterze w lutym 2022 roku, po tym, jak napisał o rzekomym finansowaniu przez USA rozwoju broni biologicznej na Ukrainie. 

Rosyjskie trolle prężnie działają, na platformie siejąc nienawiść oraz dezinformację, próbując pokazać swoim zwolennikom, że nowy właściciel faktycznie dotrzymał słowa i możliwe jest sianie dezinformacji w imię niczym nieskrępowanej wolności słowa. Widać to choćby na przykładzie rasistowskich i ksenofobicznych treści – również dotyczących uchodźców z Ukrainy – których liczba wzrosła od czasu przejęcia platformy przez Elona Muska.

ToMa