Po ponad trzech latach od pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę i po ponad jedenastu latach trwania wojny, którą putinowska rosja wytoczyła nie tylko Ukrainie, ale prawu międzynarodowemu i globalnemu ładowi, można by się spodziewać, że w praworządnych krajach Zachodu kultura rosyjska zostanie skutecznie wyrugowana z przestrzeni publicznej. Przesłanki dające taką nadzieję pojawiły się już w 2022 roku, kiedy masowo odwoływano występy rosyjskich artystów, a rosyjskie reprezentacje w wielu sportach zostały zawieszone. Chociaż już wtedy pojawiły się pewne oznaki, że proces ten nie jest tak oczywisty, jak mogłoby się to wydawać. Już w grudniu 2022 roku na otwarciu sezonu w słynnej włoskiej La Scali, w którym uczestniczyła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, wystawiono operę „Boris Godunow” Modesta Musorgskiego. Operę do głębi rosyjską, odcinającą się od wzorców włoskich i francuskich, rosyjską także w tematyce – bo opowiadającą o czasach wielkiej smuty, z wyraźnym udziałem polskiej szlachty jako zbiorowego czarnego charakteru.

Postawiło to od razu pytania o stopień, w jakim rosyjską kulturę można z Zachodu wyrzucić. Czy powinno to objąć tylko żyjących rosyjskich piosenkarzy, muzyków, innych artystów, sportowców, czy wszystkich, łącznie z tymi historycznymi, kompozytorami muzyki klasycznej i romantycznej? A co z Wysockim, co z Okudżawą, tymi, którzy sprzeciwiali się sowieckiej władzy? Co w końcu z Rosjanami, którzy powiedzieli „nie” Putinowi, powiedzieli „nie” przestępczej napaści na Ukrainę, odcięli się od zbrodniczego systemu, wyjechali?

Oczywiście wiele tych pytań to kwestie do rozstrzygnięcia we własnym sumieniu. Czym innym jest jednak obecność rosyjskiej sztuki i kultury w przestrzeni publicznej, zwłaszcza w instytucjach samorządowych i państwowych. 22 lutego 2024 roku w Filharmonii Narodowej w Warszawie miał się odbyć koncert rosyjskiego pianisty Nikołaja Khozyainova. Dzięki akcji dziennikarzy i NGOsów został on jednak odwołany. Dodatkowym aspektem była tu data koncertu. Organizatorzy bronili się, że Khozyainov gra przecież Chopina. W tym wypadku silna reakcja społeczeństwa obywatelskiego przyniosła skutek.

11 listopada 2025 roku w Warszawie ma się odbyć koncert, którego Chopinem uzasadnić nie można – koncert rosyjskiej grupy rockowej Splin. Data również wydaje się nieprzypadkowa – polskie Święto Niepodległości. Organizacja koncertu rosyjskiej grupy nabiera dodatkowego odcienia w świetle tego, gdy we wrześniu w związku z rosyjskimi dronami nad Polską swój koncert w tym samym klubie, gdzie ma wystąpić Splin, odwołała szkocka grupa Mogwai.

Jeszcze wcześniej, bo na przełomie listopada i października zaplanowane są spotkania z dobrze znanym nieco starszemu pokoleniu Anatolijem Kaszpirowskim. Jak piszą organizatorzy, to pierwsza wizyta kontrowersyjnego uzdrowiciela w Polsce od 25 lat. Co więcej, spotkania te odbyć się mają w ramach produkcji filmu dokumentalnego o jego życiu –  tworzonego przez TVN Warner Bros. Discovery na zlecenie HBO Max.

Wizyta Kaszpirowskiego w Polsce stoi jednak pod znakiem zapytania, bo na początku października trafił on do moskiewskiego szpitala w związku z chorobą nowotworową. Zastanawiające jest, jak choroba wpłynie na promocję jego alternatywnych metod „leczenia”, które przecież miały pomagać także na nowotwory.

Abstrahując od Kaszpirowskiego, który dla większości Polaków urodzonych w latach dziewięćdziesiątych i później jest raczej mało rozpoznawalny, na początku października pojawiła się także informacja o nowym połączeniu autobusowym z Warszawy do Królewca, które ruszy już 2 listopada. Jak piszą lokalne portale informacyjne, odpowiadać ma ono na „wzrost zapotrzebowania w okresie świąt noworocznych”.

Wszystkie te pozornie drobne elementy są tylko symptomami większego problemu. Po mocnym, przynajmniej deklaratywnie, odcięciu się i potępieniu Rosji, można obserwować stopniowe ponowne oswajanie z rosyjską kulturą, normalizację obecności Rosji w przestrzeni publicznej. Trudno się dziwić takim tendencjom, gdy zbrodniarz Władimir Putin jest przyjmowany czerwonym dywanem przez prezydenta USA na Alasce. Niemiecka kultura po drugiej wojnie światowej czekała latami na normalizację. Ale wojna w Ukrainie wciąż trwa, rosyjscy zbrodniarze wciąż popełniają zbrodnie i nie ponieśli odpowiedzialności. I dopóki to się nie stanie, nie powinno być mowy o żadnej normalizacji, o żadnym dopuszczaniu Rosjan do rozgrywek międzynarodowych, o zapraszaniu żadnych Kaszpirowskich i Splinów czy otwieraniu nowych połączeń autobusowych. To po prostu elementarna sprawiedliwość i przyzwoitość wobec napadniętego narodu.