12 maja 2025 roku może przejść do historii dyplomacji watykańskiej jako dzień, w którym Stolica Apostolska ostatecznie odrzuciła politykę moralnego relatywizmu. Nowy Biskup Rzymu, Leon XIV, wykonał gest o potężnym ładunku symbolicznym. Swoją pierwszą rozmowę telefoniczną z głową obcego państwa przeprowadził nie z prezydentem Stanów Zjednoczonych, nie z liderami Unii Europejskiej, ani tym bardziej z kimkolwiek z Kremla. Papież zadzwonił do Kijowa, do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Ten jeden telefon waży więcej niż tysiące not dyplomatycznych poprzedniej dekady.
Informacja, którą potwierdziły służby prasowe obu państw, jest wstrząsem dla dotychczasowej doktryny watykańskiej „Ostpolitik”. Wybór Zełenskiego na pierwszego rozmówcę to jasna deklaracja priorytetów: nowy papież stawia ofiarę w centrum uwagi, kończąc z bolesną dla nas erą „równych dystansów”, która kładła się cieniem na ostatnich latach pontyfikatu Franciszka.
Cień poprzedniego pontyfikatu
Aby zrozumieć euforię i nadzieję, jakie w Europie Środkowo-Wschodniej budzi ten gest, musimy cofnąć się do wydarzeń sprzed maja 2025 roku. Dziedzictwo papieża Franciszka w kwestii ukraińskiej pozostaje głęboką raną w sercach wiernych tej części kontynentu. Przez ponad trzy lata pełnoskalowej wojny obserwowaliśmy z Watykanu spektakl niezrozumiałej wstrzemięźliwości, a momentami wręcz szkodliwej naiwności.
Franciszek, mimo niewątpliwej wrażliwości na cierpienie ludzkie, wpadł w pułapkę geopolitycznego symetryzmu. Pamiętamy szokujące słowa o „szczekaniu NATO u drzwi Rosji”, które w istocie powielały narrację Kremla o przyczynach agresji. Pamiętamy uparte unikanie nazwania Władimira Putina agresorem, podczas gdy papież mówił ogólnikowo o „udręczonej Ukrainie”, jakby cierpienie to było wynikiem kataklizmu naturalnego, a nie zbrodniczej decyzji konkretnego człowieka.
Szczytem tego niezrozumienia była niesławna wypowiedź z marca 2024 roku dla szwajcarskiej telewizji, w której papież sugerował Ukrainie „odwagę białej flagi” i negocjacje. Słowa te, odebrane w Kijowie, Warszawie i Wilnie jako wezwanie do kapitulacji, zdruzgotały autorytet moralny Watykanu. Franciszek nigdy nie odwiedził Ukrainy, mimo wielokrotnych, wręcz błagalnych zaproszeń – nie tylko od władz państwowych, ale od samych wiernych, którzy czuli się porzuceni przez Piotra naszych czasów. Odrzucano nawet warianty „miękkie”, jak wizyta na granicy w Przemyślu czy Rzeszowie. Ta nieobecność krzyczała głośniej niż jakiekolwiek kazanie.
Rozmowa z prezydentem Zełenskim nie była tylko kurtuazją. Z relacji wynika, że poruszono temat najbardziej newralgiczny: kwestię tysięcy ukraińskich dzieci, nielegalnie deportowanych w głąb Rosji. Do tej pory wysiłki Watykanu w tej sprawie (m.in. misja kardynała Zuppiego) były prowadzone po cichu i z umiarkowanym skutkiem. Podniesienie tego tematu przez papieża w pierwszej oficjalnej rozmowie sugeruje, że Leon XIV traktuje powrót tych dzieci jako absolutny priorytet moralny, a nie element targu politycznego. To uderzenie w najczulszy punkt reżimu rosyjskiego, na którym ciążą nakazy aresztowania Międzynarodowego Trybunału Karnego właśnie za tę zbrodnię.
Zaproszenie, którego nie można odrzucić
Prezydent Zełenski, wyczuwając zmianę wiatru w Rzymie, ponowił zaproszenie dla papieża do złożenia wizyty w Ukrainie. W erze Franciszka takie zaproszenia trafiały w próżnię, zbywane tłumaczeniami o problemach z kolanem lub koniecznością odwiedzenia „również Moskwy”.
Dziś sytuacja wygląda inaczej. Jeśli Leon XIV, który zaczął pontyfikat od tak mocnego proukraińskiego akcentu, przyjmie to zaproszenie, będzie to ostateczny koniec watykańskiej „Ostpolitik” w jej starej, zbankrutowanej formie. Wizyta papieża w Kijowie, Buczy czy Irpieniu byłaby nie tylko aktem duszpasterskim, ale potężnym aktem politycznym, delegitymizującym rosyjską agresję w oczach całego Globalnego Południa, gdzie głos Watykanu jest wciąż bardzo słyszalny.
Nie wiemy jeszcze, jak potoczy się ten pontyfikat. Ale po latach dyplomatycznej mgły, dwuznaczności i bolesnych słów o „białej fladze”, dzisiejszy telefon z Watykanu do Kijowa brzmi jak dzwon na trwogę dla tyranów i dzwon nadziei dla ofiar. Papież wreszcie podniósł słuchawkę i zadzwonił tam, gdzie powinien zadzwonić na samym początku – do tych, którzy krwawią, broniąc cywilizacji. Oby za tymi słowami poszły czyny, na które czekamy od lutego 2022 roku.
Fot. Papież Leon XIV w dniu wyboru. Edgar Beltrán / The Pillar – https://x.com/edgarjbb_/status/1920590815472108021
PB



