Ukraińcy mają pierwszeństwo w szpitalach, a Polakom odmawia się leczenia – taka narracja dezinformacyjna krąży ostatnio bardzo intensywnie w polskiej przestrzeni informacyjnej, głównie w mediach społecznościowych. Jej rozsadnikami są często politycy związani z Grzegorzem Braunem i jego Konfederacją Korony Polskiej, ale także ci z Konfederacji, która jednak postrzegana jest już jako „normalny” członek sceny politycznej, a nie skrajne i marginalne środowiska. Chociaż marginalnymi przestają być i te związane z Braunem – w ostatnich sondażach prawie 10% respondentów wyraziło swoje poparcie dla Korony.

Według różnych narracji Ukraińcy mają rzekomo dostawać mieszkania, zasiłki, emerytury. Dostają 800+ nie pracując. A przy tym jeżdżą drogimi samochodami, wykupują masowo mieszkania (przez co zawyżają ich ceny na rynku) i noszą markowe ubrania od projektantów. I nie dokładają się do budżetu, bo pieniądze wysyłają rodzinie na Ukrainie. No i oczywiście robią to młodzi mężczyźni, którzy masowo przyjechali w ostatnich miesiącach zamiast iść na front. Nie ma większego znaczenia, że narracje te się wzajemnie wykluczają. Nie ma znaczenia, że według oficjalnych danych obywatele Ukrainy w Polsce dokładają do budżetu więcej, niż z niego otrzymują, że składki ZUSowskie tych, którzy pracują, pokrywają z nawiązką koszty leczenia i zasiłków dla tych, którzy pracować nie mogą – jak chociażby osoby starsze. W narracji dezinformacyjnej nie chodzi o fakty, a o skuteczne zagospodarowywanie nastrojów społecznych.

Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę nastąpiła zaraz po pandemii Covid-19. Światowa gospodarka, w tym polska, nie zdążyły się jeszcze podnieść z kryzysu spowodowanego olbrzymim obciążeniem służby zdrowia i zablokowaniem łańcuchów dostaw, a już musiała się mierzyć z potężnymi zachwianiami na rynku zboża czy paliw kopalnych. Odczuwalny poziom życia w wielu państwach zaczął się obniżać – a jednocześnie pojawili się uchodźcy z Ukrainy.

Problemy z dostępem do służby zdrowia, kosztami nieruchomości – i ich dostępnością, stale rosnącymi kosztami energii, z odnalezieniem się na rynku pracy to nie fikcja. To rzeczywistość, w której znalazło się wiele osób. Ci, którzy jeszcze kilka lat temu jeździli dwa razy do roku na wczasy widzą, że czasem zostaje im niewiele na koncie do końca miesiąca, o wakacjach już nie wspominając.

Czy winni są temu Ukraińcy? Oczywiście, że nie. Ale Ukraińcy są obok, są blisko i stają się łatwym wytłumaczeniem skomplikowanych problemów. Nie jakaś ulotna i nie dająca się kontrolować sytuacja na rynkach światowych, nie skomplikowane procesy ekonomiczne, a sąsiad, który przyjechał i próbuje sobie radzić ze swoimi wyzwaniami.

Antysemityzm w Niemczech w latach 20. i 30. XX wieku wyrósł w dużej mierze na poczuciu, że Żydzi sprawiają, że Niemcom żyje się gorzej. To ich obarczano winą za bezrobocie, za kryzysy ekonomiczne etc. Mechanizm szukania łatwego wytłumaczenia trudnych problemów to taktyka polityczna znana od lat, jeśli nie wieków. Przekierowanie frustracji, gniewu społecznego na bezbronną ofiarę – w tym wypadku na broniącą się przed zbrodniczą rosyjską napaścią Ukrainę i na ukraińskie kobiety i dzieci, które wyjechały za granicę, by siebie i dzieci chronić.

Pojawienie się antyukraińskich haseł, a przede wszystkim ich popularność nie musi więc być wynikiem jakiejś głębokiej niechęci do Ukraińców czy do Ukrainy. U dużej części zwykłych ludzi, którzy takiej narracji ulegli jest to wyraz ich własnej frustracji, szukania wyjaśnienia dla problemów, które ich przerastają. Oczywiście nie jest to usprawiedliwieniem – ale pozwala zrozumieć przyczyny takiej a nie innej reakcji społecznej i zmniejszać jej skutki.

Narracje tego typu są wręcz tym bardziej niebezpieczne, że nie zawsze muszą rodzić się na Kremlu czy w Olgino. Obarczanie Ukraińców winą za problemy innych może być spontaniczną reakcją społeczną, co też utrudnia jej wyplenienie, bo przypisanie każdemu łatki onucy czy putinowskiego trolla może łatwo spowodować zaostrzenie postawy takiej osoby – bo trzeba przy tym wspomnieć, że w Polsce, nawet wśród antyukraińsko nastawionych osób, mało kto ma pozytywne nastawienie do Rosji. Uświadomienie tym ludziom, że tylko Moskwa korzysta na propagowaniu takich narracji musi być więc podejmowane z pewną ostrożnością, a wydaje się, że dzisiaj trzeba im to koniecznie uświadomić, bowiem tego typu tendencje osiągają pewną masę krytyczną, której nie da się już po prostu zdławić kordonem sanitarnym. Na to był czas wcześniej, ale w imię wolności słowa – a także za sprawą swobodnego dostępu do Internetu – pozwoliliśmy, by wyrastały antypaństwowe bańki informacyjne, skupiające się najpierw wokół tematów antyszczepionkowych, by potem gładko przejść do antyukraińskich.

Łatwych rozwiązań nie ma. Tak samo jak nie ma łatwych odpowiedzi na skomplikowane problemy. Co nie znaczy, że ludzie nie będą ich szukać – bo tak działa ludzka psychologia.

PMB