W podcastach Do Rzeczy redaktor naczelny tej redakcji był zadziwiony, że w Polsce liczne środowiska i aktorzy sceny politycznej mówili o ataku na nasz kraj (w kontekście dronów nad Polską). Jakież to nieuzasadnione i nie zweryfikowane twierdzenia zdaniem redaktora. Do tego NATO i sam Mark Rutte nawet się nie zająknęli na ten temat. W kolejnym podcaście dotyczącym sabotażu na torach na trasie Lublin – Warszawa Paweł Lisickim znów stwierdza, że Rosja nie miała motywu ataku na Polskę.

Zróbmy pewien eksperyment. Zapomnijmy o wstępie – czytajmy opis pierwszego podcastu, tak jak byśmy nie widzieli, kto jest autorem tych słów.

Felietonista cieszy się, że w Polsce spada poparcie dla zasadniczej służby wojskowej. Możemy zarysować w oparciu o to, jego „portret ideologiczny”. Być może słucha Dezertera, bądź innej anarchistycznej kapeli, jest wegetarianinem, zwolennikiem legalizacji związków partnerskich i już nie ma na to szans, ale za pewne w młodości nosił dready, może nawet czerwone.. Tymczasem przecieramy ze zdumienia oczy. To prawicowy publicysta, ba, redaktor naczelny jednego z największych tygodników konserwatywnych, cieszy się, że w Polsce spada poparcie dla zasadniczej służby wojskowej. Gdzie patriotyzm, przywiązanie do ziemi i wartości, gdzie honor i Ojczyzna? Coś tu nie pykło, tylko gdzie i kiedy?  

Odnosi się Lisicki do sondażu Rzeczpospolitej, wedle którego poparcie spadło z około 60 do 39%. „Ten sondaż pokazuje bardzo pozytywną rzecz. Mimo tej propagandy ludzie jej nie kupują, bo gdyby ją kupowali, gdyby wierzyli, że a) Polska jest bezpośrednio zagrożona i b). że Rosja znajduje się w stanie kompletnego rozkładu i że włączenie się do wojny może oznaczać tylko sukces, ten sondaż wyglądałby inaczej”. Ludzie zatem nie uwierzyli liberalnemu reżimowi i to jest zdaniem redaktora w tym pocieszające. 

Felietonista powątpiewa w opinię o „testowaniu Polski przez Rosję”, bo rzekomo służyłoby to wzmocnieniu naszego kraju, który szybko wyciągnęłaby wnioski i jeszcze szybciej przygotował się na podobne ataki. „Pierwszy raz słyszę, żeby jakieś państwo testowało inne państwo w ten sposób”- rozpoczyna swój wywód. Gdzieś zabrakło w nim o naruszaniu przestrzeni powietrznej Finlandii od kilkunastu lat, prowokacyjnych lotach nad okrętami wojennymi NATO, hakerskich atakach na Estonię i inne państwa zachodu, wspieraniu separatyzmów, białoruskich atakach emigrantami na Litwę i Polskę. Skoro jednak Rosja (i Białoruś) nie mają motywu, szkoda czasu na wymienianie tych aktywności. Są zapewne bez znaczenia.

A z drugiej strony liberalny reżim opiera się na strachu, „bo tylko strach przed Rosją powoduje, że ludzie przymykają oko na ewidentne przykłady łamania prawa. Wszyscy wspierają rząd, bo jak nie można wspierać rządu, skoro zaraz zostaniemy napadnięci”. Konkludując redaktor naczelny Do Rzeczy uważa, że mówienie o rosyjskim zagrożeniu służy jedynie odciągnięciu uwagi od problemów polityki wewnętrznej, a zatem takiego zagrożenie nie ma. 

Kilka tygodni później po dywersji na polskich kolejach w kolejnym podcaście Lisicki zadał znów pytanie „jaki cel miałby przyświecać rosyjskim służbom specjalnym?” Odpowiedź brzmi: „Doprowadzić do zamętu i chaosu w Polsce. Prawdę powiedziawszy ten chaos, czy ten zamęt, czy ten podział polityczny istnieje w Polsce już od dawna i nie trzeba żadnych działań dodatkowych z zewnątrz”. I dalej konstatuje Lisicki, poprzednie zdarzenie z dronami wzmocniło władzę w Polsce, a więc wywołało efekt nie wygodny Rosji. Dodaje felietonista do tego, że Rosji zależało, by inne państwa trzymać z daleka od wojny na Ukrainie, że ograniczyć poziom zaangażowania państw zachodu. Generalizując gdyby Rosja była sprawcą, działałaby na swoją niekorzyść. Poza tym w Polsce już panuje chaos, więc szkoda zachodu na Polaków, można tę energię spożytkować inaczej.

Znajduje Lisicki natomiast stronę, która wyciągnęłaby korzyści z tej dywersji: „Chodziło oto by wzburzyć opinię publiczną, żeby dostarczyć argumentu, mówiącego patrzcie nie macie innego wyjścia, musicie iść na wojnę, musicie się bardziej zaangażować, musicie nam pomóc”. Scenariusz byłby podręcznikowy w takiej sytuacji: „Sytuacja, w której organizuje się akcję pod fałszywą flagą, czyli ktoś doprowadza do dywersji, ale przerzuca winę na drugą stronę jest jak najbardziej prawdopodobna” – i konkluduje pan redaktor – „W tym przypadku widzę jasny motyw”.

Pojawia się w podcaście też sugestia, że znając profil psychologiczny Radosława Sikorskiego, łatwo było sprowokować ministra do eskalacji. Lisicki nie kończy na tym. Druga sugestia dotyczy afery korupcyjnej w Kijowie, która pogorszyła notowania władz Ukrainy. Prowokacja ukraińska Polsce akcja wpłynęłaby n szanse otrzymywania dalszego wsparcia – uruchomienie tego typu operacji pasuje do tej historii

„O ile nie widzę bezpośrednich korzyści. które mogłaby odnieść Rosja, to dostrzegam takie korzyści, jeśli chodzi o rząd w Kijowie” –Lisicki nie stawia wyroku w tej sprawie, ale jasno, w dwóch podcastach sugeruje sprawstwo Ukrainy. Sugeruje również, że informacje o odnalezionych przez służby powiązaniach z GRU są wątpliwe, bo zbyt szybko wyciągnięto wnioski.

Podcasty opisują i wpisują wydarzenia w walkę polityczną w Polsce: „Można mieć wrażenie, że polskie władze rzuciły się na tę informację, po to by zbić na tym kapitał polityczny”(co nie jest przedmiotem tego tekstu) i równolegle lansują kontrtezę do rosyjskiego sprawstwa, wyolbrzymiając argumenty obciążające Ukrainę i lekceważąc cały kontekst trudnego sąsiedztwa Polski z Rosją.

Widz zostaje z wrażeniem, że Rosja rzeczywiście nie miała motywu. Wpisuje się to w narrację zbieżną z rosyjską. Czyha na nas wiele zagrożeń, a Rosja (o ile w ogóle) jest zagrożeniem w najmniejszym stopniu. Można wtedy cieszyć się, że społeczeństwo nie chce zasadniczej służby wojskowej, bo „liberalny reżim” straszy Rosją. Coś tu nie pykło. Tylko gdzie i kiedy? Od kiedy konserwatywny tygodnik strzeże wątków narracyjnych największego wroga Polski?

Cytaty pochodzą z kanału YT Tygodnik Dorzeczy z felietonów Pawła Lisieckiego. Zdjęcie: Paweł Lisicki. Zrzut ekranu z kanału YT Tygodnik DoRzeczy

Albert Iwański