Przywykliśmy już do tego, że przestrzeń polskich miast wypełniła się obcym gwarem. Spacerując po warszawskim Mokotowie, krakowskich Plantach czy lubelskim Starym Mieście, obecność ukraińskich uchodźców stała się naturalnym elementem krajobrazu. Jednak wsłuchując się w te rozmowy, można odnieść wrażenie, że w niektórych środowiskach, szczególnie młodzieżowych, rzadziej słyszy się literacki język ukraiński. Często dominuje specyficzny, uliczny rosyjski. Dotyczy to części młodego pokolenia, które trafiło nad Wisłę w 2022 roku. Wtedy byli przestraszonymi dziećmi. Dziś, pod koniec 2025 roku, niektórzy z nich już są nastolatkami, którzy mogli wpaść w tożsamościową próżnię. I istnieje uzasadniona obawa, że w tę próżnię może wkroczyć rosyjski werbunek.
Warto spojrzeć na to zjawisko bez emocji, ale i bez zbędnej poprawności politycznej. Prawda o fali migracyjnej, zwłaszcza tej ze wschodniej i południowej Ukrainy, jest złożona. Część tych rodzin mogła nie mieć silnych korzeni narodowych, a ich związek z ukraińskością bywał luźny. Dla niektórych, wychowanych w orbicie kultury postsowieckiej, niepodległa Ukraina była raczej ramą administracyjną niż wartością samą w sobie. Istnieje ryzyko, że dzieci wyrwane z takiego środowiska w Charkowie czy Zaporożu, nie wspominajac o donbaskich aglomeracjach przywiozły do Polski nie tyle patriotyzm, co pewien bagaż mentalny „ruskiego miru”, w którym mimowolnie wzrastały.
Obserwujemy dziś niepokojące sygnały. W Polsce, w bezpiecznych warunkach, część tych młodych ludzi nie przechodzi procesu ukrainizacji. Wydaje się, że fizycznie będąc w UE, mentalnie niektórzy z nich wciąż żyją w rosyjskim internecie. Polskie szkoły, nie zawsze potrafią ich zintegrować, co może prowadzić do zamykania się w gettach językowych. Jeśli nie uczą się polskiego, a ukraiński kojarzą z wojenną traumą, to naturalnym środowiskiem staje się dla nich bańka rosyjskich komunikatorów i rosyjskiej popkultury.
Państwo ukraińskie, zajęte realną walką o fizyczne przetrwanie na froncie, zdaje się nie mieć zasobów, by walczyć o dusze tych ludzi. Kijów być może przyjął założenie, że bezpieczeństwo fizyczne za granicą rozwiązuje problem. To może być jednak strategiczny błąd. Ukraińskie władze, co zrozumiałe, nie mają czasu na analizowanie tożsamości nastolatków w Warszawie. Tymczasem istnieje ryzyko, że właśnie tam, w cieniu polskich blokowisk, rozgrywa się cichy dramat wynarodowienia. Ukraina może tracić część przyszłych kadr, które miałyby odbudowywać kraj.
Najczarniejszy scenariusz zakłada, że dla Rosji ta wyalienowana grupa może stać się prezentem. Zagubiona młodzież, która nie czuje się Polakami, a traci więź z Ukrainą, może stać się podatna na manipulację. Nie muszą to być szpiedzy. Mogą stać się, nawet nieświadomie, narzędziami w wojnie hybrydowej.
Mechanizm werbunku jest dziś prozaiczny i często odbywa się na Telegramie. Rosyjskie służby nie muszą wysyłać agentów. Wystarczy anonimowe konto, które oferuje „łatwe pieniądze”. Dla nastolatka z „szarej strefy”, który może czuć się wykluczony i pozbawiony kompasu moralnego, oferta szybkiego zarobku – na przykład za namalowanie hasła na murze czy drobny akt wandalizmu – może wydawać się kusząca. Nie musi widzieć w tym zdrady, jeśli nie czuje lojalności wobec państwa, z którego wyjechał. Co więcej, rosyjska propaganda może sączyć im narrację, że winni ich tułaczce są nie agresorzy, lecz politycy w Kijowie.
Sytuacja ta generuje ryzyka dla wszystkich stron. Polska może mieć do czynienia z grupą podatną na zewnętrzne sterowanie i wrogo nastawioną do otoczenia. Ukraina ryzykuje utratę części obywateli, którzy mogą ulec procesom, czyniącym z nich ludzi o mentalności postsowieckiej, a nie świadomych Ukraińców.
W roku 2025 warto postawić pytanie: czy samo bezpieczeństwo fizyczne uchodźców wystarczy? Jeśli pozostawimy część z nich samym sobie, w informacyjnej próżni, istnieje ryzyko, że tę przestrzeń zagospodarują wrogie służby. I niekoniecznie literaturą, ale instrukcjami działań destrukcyjnych. To zagadnienie, które z sfery pedagogiki i socjologii może niebezpiecznie przesuwać się w stronę kontrwywiadu.
PB



