Od momentu ataku Hamasu na Izrael rosyjska propaganda zdecydowanie stanęła po jednej ze stron tego konfliktu – palestyńskiej. Prokremlowskie media uczyniły z tej kwestii jedną ze swych głównych linii narracyjnych, koncentrując się na krytyce działań Izraela, posuwającej się wręcz do szerzenia antysemityzmu. Jednak paradoksalnie może to zaszkodzić samemu Kremlowi.

Oddziaływanie to dotyczy z jednej strony Rosji, ale przekazywane jest także na Zachód. Palestyńczycy ukazywani są wyłącznie jako bezbronne ofiary, nie tylko prześladowane przez aparat państwowy Izraela, ale także będące celem wielkiego zachodniego spisku. Zaś wszelkie przeciwdziałanie propalestyńskim demonstracjom w Europie Zachodniej jest prezentowany jako przejaw panującej tam rzekomo „dyktatury”, „faszyzmu” i „łamania praw człowieka”. Z kolei Izrael jednoznacznie i konsekwentnie krytykowany jest za działania w strefie Gazy, nazywany krajem zbrodniczym i faszystowskim z powodu ataków na ludność cywilną. Przy czym promoskiewskie media zupełnie nie zauważają, że armia rosyjska z premedytacją sama od prawie dwóch lat atakuje cywilnych obywateli Ukrainy. W rosyjskiej prasie panuje narracja, iż Izrael chce całkowicie unicestwić naród palestyński. Krytyka ta przesuwa się jednak z samej polityki Tel Awiwu, na szerzenie nienawiści do Żydów w ogóle. I zupełnie nie przeszkadza w tym, że spora część kremlowskiego establishmentu sama jest pochodzenia żydowskiego albo posiada inne związki z Izraelem. Do rosyjskiej propagandy szybko dołączyła także białoruska, w której mocno podkreślana była choćby wypowiedź Łukaszenki, że zbrodnie Izraela doprowadzą do III wojny światowej.

Do prokremlowskich kanałów komunikacji powróciło stereotypowe postrzeganie Żydów, kojarzące się wręcz z antysemityzmem lat 30. XX wieku. Produkowane są także fake newsy, z których najszerszym echem na Zachodzie odbiła się chyba rzekoma okładka niemieckiego magazynu satyrycznego „Titanic”. Narysowana na niej jest grupa dzieci, uczestnicząca w zwyczaju Halloween. Przebrane one są za prezydenta Ukrainy. Stoją one smutno przed drzwiami domu, ponieważ wszystkie cukierki trafiły do chłopca przebranego za Żyda. Ma tu sugerować, że obecnie całość zachodniej pomocy militarnej będzie trafiać do Izraela, a nie do Ukrainy. W rzeczywistości okładka październikowego numeru tego pisma była zupełnie inna i nie miała nic wspólnego ani z Izraelem, ani z Ukrainą. Fałszywy rysunek został jednak rozpropagowany przez liczne prokremlowskie konta na portalach społecznościowych czy przedstawicieli rosyjskich mediów.

Powodów takiego kierunku działania rosyjskiej propagandy jest kilka. Jednym z nich jest chęć dalszego zacieśniania sojuszu z Iranem. Drugim pragnienie rozszerzenia wpływów rosyjskich w krajach arabskich i ewentualnego wykorzystania muzułmanów do walki z Zachodem. Kolejnym jest dążenie do dalszego zaogniania konfliktu w Strefie Gazy, co jest bardzo na rękę Kremlowi, bowiem odwraca częściowo uwagę świata od Ukrainy. Dotyczy to przede wszystkim sojuszników Kijowa, dostarczających mu pomocy wojskowej. W tym kontekście Moskwa liczy na jej ograniczenie. Wreszcie na korzyść Rosji działa wzbudzanie w państwach Zachodu nastrojów propalestyńskich, zwłaszcza wobec zajęcia przez rządy wielu z nich stanowiska raczej lub otwarcie proizraelskiego. Celem jest wzbudzenie niepokojów i dalsza polaryzacja społeczeństwa, osłabiająca sojuszników Ukrainy.

Jednak każdy kij ma dwa końce. Budowanie medialnego przekazu antyizraelskiego można uznać za jedną z przyczyn wydarzeń, do jakich doszło 29 października w Machaczkale. Protestujący przeciwko przylotowi samolotu z Tel Awiwu tłum wdarł się wówczas na lotnisko, wznosząc hasła antysemickie i poszukując obywateli Izraela. Do antyizraelskich rozruchów dochodzi także w innych miejscach Północnego Kaukazu.

Według oficjalnej narracji Kremla za wydarzenia te odpowiedzialne są „tajne knowania” Ukrainy i Zachodu. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Marija Zacharowa oskarżyła o inspirację tych wydarzeń Ukrainę. Z kolei Wasilij Piskariow, przewodniczący komisji rosyjskiej Dumy ds. badania ingerencji zagranicznej w sprawy wewnętrzne kraju, obwinił o to agentów ukraińskich służb specjalnych oraz „ich kuratorów z Waszyngtonu oraz Brukseli”. Sam Putin zakomunikował, że wydarzenia w Machaczkale zostały zapoczątkowane w ukraińskich sieciach społecznościowych z udziałem agentów zachodnich służb specjalnych, przede wszystkim w USA. Ale w rzeczywistości odpowiedzialność za to spoczywa na rosyjskiej propagandzie, podgrzewającej nastroje antyizraelskie. Wpłynęła ona w znacznej mierze także na opóźnioną reakcję władz na zamieszki, bowiem lokalne ośrodki stanęły zdezorientowane przez oficjalną propagandę, nie wiedząc, czy stanowcze przeciwdziałanie jest zgodne z linią Kremla.

Za pomocą antysemickiej propagandy Kreml sam funduje sobie kłopoty. Rozbudzając nastroje antyizraelskie, może doprowadzić do wzrostu siły radykalnego islamu na własnych terytoriach zamieszkanych przez muzułmanów. A to jest niebezpieczne przede wszystkim dla samej Rosji. Pokazuje to wyraźnie, że propaganda i dezinformacja może być niebezpieczna także dla samego jej „producenta”, zwłaszcza jeśli jest tak prymitywna jak ta kremlowska.

MT