Film Barona Cohena jest znacznie mniej śmieszny, gdy pochodzisz z kraju, którego większość obcokrajowców nie potrafi znaleźć na mapie.

22 lutego 1999 roku żarty o Polakach w końcu stały się nieakceptowalne w Stanach Zjednoczonych. Potentat medialny Ted Turner wystosował uniżone przeprosiny za obraźliwe rasistowskie określenia, w następstwie uznania przez polski rząd za niewystarczające jego wcześniejszych wyrazów żalu. Ukorzenie się nastąpiło po groźbie Radosława Sikorskiego, ówcześnie wiceministra spraw zagranicznych, wycofania dużej kampanii reklamowej z magazynu Time, części imperium Turnera.

To jedna z przyczyn dla której Borat, stereotypowy wschodni Europejczyk grany przez brytyjskiego komika Sachę barona Cohena nie jest Polakiem. Dużo bezpieczniej zrobić z niego Kazacha. Kazachstan nie może nikogo zranić. Ma populację wielkości połowy Polski. Jest z dala od UE i NATO. Kazachska diaspora w Ameryce Północnej jest malutka. Nikt nie boi się kazachskiego bojkotu.

Humor Borata to niewinna rozrywka, jeśli jesteś bogaty, potężny i bezpieczny w swojej etnicznej, lingwistycznej i kulturowej tożsamości. Jest dużo mniej śmieszny, gdy pochodzisz z kraju, którego większość obcokrajowców nie potrafi znaleźć na mapie albo z regionu, który wciąż próbuje uciec od dziesięcioleci wymuszonej izolacji.

Brytyjko-Serbka Vesna Goldsworthy zauważa, że Kazachstan Borata to typowa „wygodna bandera”, ucieleśniająca „zbieraninę stereotypów o Europie Wschodniej”. Region ten, jak mówi, jest „ostatnim schronieniem dla uczuć wyższości, które nie mogą być umiejscowione nigdzie indziej”. Ideę tę nakreśliła w swojej książce z 1998 roku „Wymyślając Rurytanię: Imperializm Wyobraźni” [oryg. „Inventing Ruritania: The Imperialism of the Imagination”]. Toomas Hendrick Ilves, były prezydent Estonii, podkreślił zachodni rasizm wobec wschodnich Europejczyków bardziej dobitnie: „Często traktowali nas jak g*wno”.

Ale wysuwanie tych zastrzeżeń jest trudne. Kiedy kazachski rząd skarżył się na krzywdzące przedstawienie jego kraju i ludzi w pierwszym filmie Borat w 2006 roku, jedynym skutkiem było jeszcze więcej kpin. Sequel, jednakowo obraźliwy, nie wywołał żadnego protest ze strony władz, ale elokwentne zastrzeżenia kazachskich aktywistów za granicą.

Zachodnia ignorancja wobec Kazachstanu jest uderzająca. Dwadzieścia lat temu jadłem w Moskwie kolację z odwiedzającym akademikiem, potem wysokim urzędnikiem w administracji Busha, który był pod silnym, ale fałszywym wrażeniem, że Kazachstan nie jest krajem muzułmańskim, bo, jak wskazuje nazwa, to miejsce, „gdzie mieszkają Kozacy”. Obecnie postrzeganie jest nieco bardziej adekwatne – ale nadal nie bardzo.

Łatwo się denerwować, ale niewiele to daje. Konsultant ds. zarządzania marką powie Kazachom, żeby przestali narzekać i zamiast tego uruchomili kampanię w celu wykorzystania niechcianego rozgłosu wywołanego przez Boratem. Mormoni zrobili tak w odpowiedzi na hitowy musical “Księga Mormona”, kupując reklamy by zachęcić widzów do spróbowania tej prawdziwej wersji. Ale uczucia są zbyt zranione na takie zachowanie.

Zagraniczna satyra była niegdyś dużo lepiej. Byłem zachwycony widząc niedawno reprint kultowego klasyka zimnej wojny: „ZSRR: na podstawie oryginalnego pomysłu Karola Marksa” [oryg. „USSR: From an Original Idea by Karl Marx”] autorstwa Marca Polonsky’ego i Russella Taylora. Powieści Malcolma Bradbury’ego “Kursy Wymiany” i “Dlaczego przyjechać do Slaki?” [oryg. “Why Come to Slaka?”], prześmiewcze przewodniki po mitycznym kraju, który stworzył, są czułą, celną parodią życia za Żelazną Kurtyną. Serial BBC o niefortunnych brytyjskich dyplomatach w mitycznym środkowoazjatyckim kraju zwanym „Tazbekistan” obnażały aroganckich, bezradnych zachodnich Europejczyków w równym stopniu jak sprzedajny, brutalny lokalny reżim.

Dla podobnych wysiłków istnieje szerokie pole do popisu. Baron Cohen mógłby wykorzystać swoje talent do satyrycznego przedstawienia nadęcia i wulgarności putinowskiego Kremla albo brutalnej bombastyczności upadającego reżimu Aleksandra Łukaszenki na Białorusi. Nawet odważniej, mógłby wyśmiać Chińską Partię Komunistyczną. Powodzenia z tym: w Hollywood nie powstał żaden krytyczny wobec Chin film od 1997 roku.

Autor: Edward Lucas dla CEPA