Źródło: Iwa Coj dla The Insider 

Na początku kwietnia prokremlowska agencja informacyjna RIA Nowosti opublikowała bardzo wybiórczą interpretację artykułu amerykańskiego felietonisty Davida Axe’a. Oto pierwsza linijka notatki zatytułowanej „Forbes ocenia szanse Rosji i Ukrainy w walce powietrznej”:

 „UKRAINA NIE MA SZANS W WOJNIE POWIETRZNEJ Z ROSJĄ – UWAŻAJĄ ANALITYCY MAGAZYNU FORBES”  

Jak zwykle temat został podchwycony również przez inne rosyjskie media. We wszystkich publikacjach, powołując się na analityków Forbesa, twierdzono, że samoloty wojskowe i śmigłowce Ukraina „otrzymała w spadku” po ZSRR i są one „starsze od swoich pilotów”. Sytuację można by było nieco poprawić poprzez zakup F-15 w Stanach Zjednoczonych, ale:

Nawet najnowsze samoloty i helikoptery nie przetrwają długo w pełnowymiarowej wojnie z Rosją, która posiada około 500 nowoczesnych samolotów bojowych, znajdujących się na dodatek w niewielkiej odległości od Ukrainy.    

Autorzy nie zawahali się przytoczyć kolejnego cytatu z artykułu zamieszczonego na łamach Forbes:

Ponadto, jak twierdzą analitycy, rosyjskie systemy obrony powietrznej dalekiego zasięgu są w stanie zniszczyć ukraińskie samoloty na etapie startu. 

W rzeczywistości autor felietonu w Forbes wcale nie „pochował” Ukrainy. Wręcz przeciwnie, jego materiał nosi tytuł: „Ukraińskie myśliwce lata świetności mają daleko za sobą – Ukraińcy muszą przejść na drony i pociski rakietowe” (“Ukraine’s Fighter Jets Are Near The End Of The Line – It Should Turn To Drones And Missiles Instead”). W drugiej części artykułu, którą RIA Nowosti i większość rosyjskich wydań postanowiło przeoczyć, Axe na podstawie zebranych opinii amerykańskich analityków wojskowych radzi, aby Kijów koncentrował się i polegał na naziemnej obronie przeciwlotniczej i dronach bojowych. A to pełny tekst:

W przypadku operacji lotniczych na linii frontu bezzałogowe statki powietrzne i bezzałogowe pociski sterowane – w rzeczywistości małe pociski manewrujące, które latają w kółko, dopóki nie zidentyfikują celu – mogą zastąpić załogowe samoloty. Ponadto byłyby tańsze i nie wystawiały na niebezpieczeństwo załogi.  

Dodajmy do tego potężne systemy walki radioelektronicznej i setki dodatkowych latających fałszywych celów, z  których część mogłaby być wyposażona w holowane obiekty, czym skutecznie skupiałaby na sobie działania obrony przeciwlotniczej wroga, rozpraszając uwagę lub zwyczajnie myląc – a to zupełnie wystarczy – twierdzi niezależny ekspert w dziedzinie walki lotniczej Tom Cooper. Jak w sposób dramatyczny zademonstrował w ciągu ostatnich dwóch lat przykład Libii, Syrii, a następnie Azerbejdżanu – Rosjanie po prostu nie mają środków, aby poważnie przeciwdziałać takiemu zagrożeniu.  

Dla Ukrainy zastąpienie załogowych samolotów robotami czy pociskami sterowalnymi nie jest aż tak radykalne, jak mogłoby się wydawać. Kijów już wymienia swoją niedużą, przestarzałą marynarkę wojenną na system obrony wybrzeża, który łączy w sobie bazujące na lądzie pociski przeciwokrętowe z wielopoziomową siecią czujników.  

Nieprzypadkowo Tajwan, który znajduje się w podobnej sytuacji geopolitycznej jak Ukraina, powoli przekształca własne siły powietrzne i marynarkę wojenną w podobny sposób. Duże statki i samoloty załogowe tracą na znaczeniu. Drony i inteligentne pociski stają się coraz bardziej popularne.  

Co ciekawe, serwis Inosmi.ru, który podobnie jak RIA Nowosti należy do Międzynarodowej Agencji Informacyjnej „Rossija Segodnia”, przedstawił tego samego dnia dokładne tłumaczenie oryginalnego artykułu.  

Nawiasem mówiąc, następnego dnia, gdy większość rosyjskich mediów rozpowszechniła już pierwszą część materiału Axe’a, wydanie opublikowało kolejny artykuł, który rozwijał ten sam temat. Jego nazwa brzmi bardziej ostro: „Ukraina może sformować grupę uderzeniową składającą się z dronów i wyeliminować rosyjskie czołgi” („Ukraine Might Field A Drone Strike Force-And It Could Knock Out Russian Tanks”). W artykule mówi się między innymi o tym, że rosyjskie systemy rakietowe ziemia-powietrze nie będą w stanie zniszczyć dużej ilości dronów i pocisków. Ten artykuł amerykańskiego Forbesa rosyjskie media zignorowały – czego można było zresztą oczekiwać…

Źródło: Iwa Coj dla The Insider