Czy fake newsy mogą zatrząść światowymi rynkami finansowymi i doprowadzić do krachu? To niewykluczone, mało jest przecież instytucji tak czułych jak giełda. Ostatni przykład z Wall Street powinien dać nam do myślenia.

W piątek, 27 września, wpływowy serwis Bloomberg poinformował, że administracja prezydenta Donalda Trumpa rozważa usunięcie z Wall Street notowanych tam chińskich firm. Wszystko po to, aby ograniczyć napływ amerykańskich inwestycji do kraju środka. Indeksy zareagowały przewidywalnie – poleciały w dół. Za Bloombergiem rozpisywano się o wizjach, wedle których decyzja Białego Domu będzie miała „wielkie konsekwencje, liczone w miliardach dolarów”. Rozpisywano się o tym, że rzecz może doprowadzić do kolejnych zatargów między Waszyngtonem a Pekinem. Warto dodać, że wszystko odbywało się w chwili, gdy dyplomacja urzędnicy obu krajów, usiłują zawiesić broń w trwającej od 15 miesięcy wojnie handlowej – rozmowy trwają, a na początku października w Waszyngtonie oczekiwana jest chińska delegacja handlowa. Sam prezydent Trump jeszcze przed piątkową burzą ogłosił, że porozumienie jest „bliżej niż się wydaje”

Na doniesienia o rzekomym wycofaniu chińskich firm z Wall Street zareagował – dziś – w poniedziałek, 30 września – doradca ds. handlu w Białym Domu Peter Navarro. Rewelacje Bloomberga określił mianem „fake newsa” i oskarżył cytujące serwis media o bezrefleksyjne powielanie nieprawdziwej informacji.

Ostatecznie poniedziałkowa sesja Wall Street zakończyła się wzrostami, a indeksy Dow i S&P na plusie zamknęły też cały trzeci kwartał. Jak wynika z komentarzy, miały na to wpływ wspomniane przez Trumpa światełko w tunelu i możliwość zakończenia konfliktu handlowego USA i Chin, istotnie największego zagrożenia dla światowej gospodarki.

W poniedziałek serwis Bloomberg nie zareagował na dementi swoich piątkowych rewelacji.

WM