Źródło: Jurij Bierszydskij dla The Insider

W różnego rodzaju rosyjskich środkach masowego przekazu ukazały się doniesienia dotyczące komentarzy rzecznika prasowego prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrija Pieskowa na temat artykułu w wydaniu The Washington Post o tym, jak amerykańscy wojskowi w trakcie ubiegłorocznych wyborów zablokowali rosyjskiej „fabryce trolli” dostęp do Internetu.

RT na swoim profilu w Telegram-Channel podaje: „Pieskow: USA może odłączyć Rosję od Internetu”. Podobne nagłówki ukazały się w wydaniach Lenta.ru, News.ru, „Cargrad” («Царьград»). Jednak bardziej renomowane media, takie jak TASS (ТАСС) oraz „Wiedomosti”(«Ведомости»), wykorzystują bardziej ostrożne sformułowanie: „Pieskow przyznał iż możliwa jest ingerencja USA w działanie Internetu w Rosji”. W relacji TASS moment spotkania Pieskowa z dziennikarzami wygląda w ten sposób:

„«Oczywiście, że jest to możliwe» – odpowiedział Pieskow na pytanie, czy jest możliwy wpływ na działanie Internetu w Rosji z terytorium Stanów Zjednoczonych. Jak zauważył przedstawiciel Kremla «administrowanie ramowe światową siecią jest realizowane de facto przez kilka firm». «Wychodząc od tego – z takich właśnie potencjalnych zagrożeń wynika i jest prowadzona działalność legislacyjna, która ma na celu przyjęcie takich ustaw, jak tzw. projekt ustawy o suwerennym Internecie» – zaznaczył Pieskow”.

Również RT na swojej stronie internetowej pisze tylko o ingerencji i wpływie, a nie o pełnym odłączeniu. Zresztą ingerowanie może być różnorodne. Przykładowo atak na „fabrykę trolli”, o której opowiada The Washington Post – również jest ingerencją.

Niemal w tym samym czasie RT publikuje odrębną notatkę, w której ekspert ds. bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni – Aleksiej Łukackij ocenia możliwość zewnętrznego odłączenia Rosji od Internetu. Komentarz eksperta w całości mieści się w jednym akapicie:

„Z pewnością jest to możliwe… Da się rozdysponować domeny, które zostały nadane w tym czy innym kraju, a przestaną one być widoczne w innych państwach. Można również poprzez przeprowadzenie pewnych manipulacji (w postaci różnego rodzaju filtrów) zablokować trafik, który idzie z tego kraju. W ten sposób da się odłączyć od Internetu całe państwo, a im mniejsze jest to państwo, tym łatwiej można to zrobić”.

Autorytet i wiarygodność zawodowa konsultanta ds. bezpieczeństwa firmy Cisco, Aleksieja Łukackiego nie wywołują wątpliwości. Godna uwagi jest jednak wyjątkowa zwięzłość jego komentarza opublikowanego przez RT. Byłoby dziwne, gdyby ekspert całkowicie powstrzymał się od podania jakichkolwiek szczegółów. Bardziej jest prawdopodobne, że jego komentarz redakcja wydania internetowego skróciła tak, aby nie kwestionować tezy o rzeczywistej możliwości odłączenia Rosji od Internetu.

Taka możliwość przedstawia się czysto teoretycznie. Rozdysponować nazwy domen może tylko jedna organizacja – ICANN. Jest to międzynarodowa organizacja non-profit, która utworzona została z udziałem rządu Stanów Zjednoczonych, a jej kwatera główna znajduje się w Los Angeles. Więc wpływ państwa amerykańskiego na tę organizację w zasadzie jest możliwy. Zresztą Łukacki zaznacza, że rozdysponowanie rosyjskich domen doprowadzi jedynie do tego, że rosyjskie strony internetowe przestaną być widoczne w innych krajach. Zaś dla rosyjskich użytkowników nie będzie to odłączeniem od sieci.

Blokowanie wychodzącego z kraju strumienia informacji sieciowej za pomocą filtrów wygląda na bardziej poważne zagrożenie: przy takim podejściu każde żądanie rosyjskiego użytkownika o otrzymanie informacji z zagranicznego serwera zostanie odrzucone, a rosyjskie witryny nie będą dostępne dla zagranicznych użytkowników. Jednak nie wiadomo, kto i jak mógłby zainstalować tego typu filtry. Na świecie istnieje mnóstwo niezależnych (także od siebie nawzajem) dostawców Internetu; w tym również w żaden sposób niepowiązanych z USA. Skoordynowanie ich pracy raczej nie jest możliwe. Rosja jest połączona z państwami zagranicznymi przez dziesiątki magistralnych kabli światłowodowych, należących do różnych operatorów. Ponadto wiele linii i węzłów komunikacyjnych w krajach europejskich należy do rosyjskich firm takich jak PETH czy „Megafon”.

Jest zupełnie niezrozumiałe dlaczego, nawet w wypadku skrajnego zaostrzenia stosunków, Stany Zjednoczone postanowiłyby całkowicie odłączyć od sieci internetowej jakikolwiek kraj: pozbawiłoby to ich najważniejszego kanału propagandy. W historii nie odnotowano żadnego wypadku odłączenia kraju od Internetu „z zewnątrz”, natomiast przykład odwrotny – stworzenie zupełnie „niezależnej” narodowej sieci, nie związanej z zagranicznymi serwerami – istnieje. Jest to północnokoreańska krajowa sieć internetowa „Kwangmyong”.

Co dotyczy „ramowego administrowania Internetem”, termin ten, wydaje się, został wymyślony przez samego Pieskowa: wyszukiwarka Google nie znajduje żadnej wzmianki o tym zwrocie bez odniesienia do oświadczenia rzecznika prasowego prezydenta Rosji. Teoretyczną nazwał możliwość odłączenia Rosji od Internetu również Władimir Putin. Na spotkaniu 20 lutego z przedstawicielami środków masowego przekazu, odpowiadając na zapytanie o możliwości takiego odłączenia powiedział:

„Wiecie, nie mogę odpowiedzieć za naszych partnerów, co mają na myśli. Myślę, że spowoduje to ogromne straty, szkody. Nie mówiąc już o gospodarczych, mam na myśli polityczne. I nie tylko. Również pod kątem interesów ich służb specjalnych. Przecież one w tym siedzą, jest to ich wynalazek. Słuchają, widzą i czytają to wszystko, o czym wy mówicie, i gromadzą informacje obronne, a tak – nie będą. Myślę, że oni sto razy zastanowią się, zanim to zrobią. Teoretycznie wszystko jest możliwe”.

Tak więc idea „suwerennego Internetu” wygląda nie tyle ubezpieczeniem przed odłączeniem „od zewnątrz”, którego prawdopodobieństwo jest znikome, ile technicznym przygotowaniem do odłączenia „od wewnątrz”.

Źródło: Jurij Bierszydskij dla The Insider