Przeglądając strony internetowe i media społecznościowe, dość często widać jak w komentarzach pod tekstami wręcz wylewa się antyukraiński hejt. Pod wieloma tekstami przeważa on zdecydowanie liczbowo nad słowami aprobaty dla wspierania tego kraju i jego obywateli. Jest też bardziej dostrzegalny także z innego powodu. Jest bowiem silnie agresywny, natrętny i wyrazisty. Może to niekiedy rodzić wrażenie, że fala wielkiej spontanicznej pomocy dla uchodźców z lutego-marca 2022 roku przeminęła bezpowrotnie, a nastroje uległy całkowitemu odwróceniu. Jednak nic bardziej mylnego, o czym świadczy najnowszy sondaż przeprowadzony przez firmę Openfield, a którego wyniki w czwartek 10 listopada zostały przeanalizowane na stronach „Gazety Polskiej Codziennie”.

 Zgodnie z czwartą edycją sondażu „W obliczu agresji”, zrealizowaną 24 października, przyjmowanie uchodźców z Ukrainy popiera 71 procent Polaków. To wyraźnie spadek w porównaniu z podobnym badaniem zrealizowanym po tygodniu pełnoskalowej wojny (4 marca), kiedy to odsetek ten wyniósł 88 procent, ale tylko niewiele mniej niż w maju (79 procent) i na samym początku konfliktu – 24 lutego – kiedy to poparcie dla przyjmowania ukraińskich uchodźców wynosiło 72 procent. Spadek nie ten nie jest niczym zaskakującym wobec zmęczenia wojną również w naszym społeczeństwie i pogarszającej się sytuacji ekonomicznej Polaków, która sprawia, że bardziej koncentrujemy się na własnym położeniu. Jednak – jak podkreślają autorzy badania – zmniejszenie chęci pomocy naszym sąsiadom jest stosunkowo niewielkie, a akceptacja dla przyjmowania ukraińskich uchodźców wciąż bardzo wysoka. Jeśli do tych 71 procent doliczymy osoby, które nie mają na ten temat wyrobionego zdania, wahają się lub patrzą na takie wsparcie tylko z pewną dozą sceptycyzmu, okaże się, iż postawy wyraźnie wrogie Ukraińcom wciąż stanowią w naszym społeczeństwie zaledwie pewien margines.

Badanie dotyczyło także finansowego oraz rzeczowego zaangażowania Polaków we wsparcie dla uchodźców z Ukrainy. Wynika z niego, że ankietowani od początku wojny do października przekazali średnio 369 zł na ten cel (do maja było to 315 zł). Wciąż rośnie też liczba osób, które w rożny sposób pomagają uchodźcom. W maju było 65 procent takich ludzi, a październiku już 77 procent. 43 procent respondentów chce jeszcze w przyszłości przekazać pieniądze albo dary rzeczowe. Co w pewnej mierze zaskakuje, widać tu zdecydowanie pozytywną tendencję, bowiem w maju planowało to zrobić tylko 31 procent Polaków.

Zbliżone wnioski płyną także z innych podobnych badań. Można tu podać przykład tego przeprowadzonego we wrześniu przez Ipsos dla portalu OKO.press. Wówczas na pytanie, czy dla Polski dobre byłoby, gdyby uchodźcy z Ukrainy zostali w naszym kraju na wiele lat, pozytywnej odpowiedzi udzieliło dwie trzecie respondentów (14 procent uznało, że byłoby to „zdecydowanie dobre”, a 51 procent „raczej dobre”), zaś wyraźnie negatywnej jedynie 9 procent (ponadto 18 procent stwierdziło, że byłoby to „raczej złe”). Z sondażu wynikało też, że lepiej do uchodźców nastawieni są statystycznie mężczyźni niż kobiety, mieszkańcy większych miast, osoby z wyższym wykształceniem i wyższymi dochodami. Ponadto okazało się, że postawy proukraińskie reprezentuje nawet większość (55 procent) wyborców najbardziej sceptycznie nastawionego w tym względzie ugrupowania parlamentarnego – Konfederacji.

Badania te pokazują, że spory kawałek rosyjskiej i antyukraińskiej propagandy oraz dezinformacji „trafia kulą w płot”. Podająca dalej wyprodukowane na Kremlu treści część Internetu jest widoczna, raczej dlatego, że odznacza się dużą hałaśliwością, a nie ponieważ reprezentuje poglądy ogółu Polaków. Zdecydowana większość mieszkańców naszego kraju cały czas jest zdecydowanie proukraińska i pozytywnie nastawiona do uchodźców, nawet gdyby mieli się osiedlić u nas na dłużej. Antyukraińscy hejterzy, choć bardzo aktywni na forach internetowych, stanowią jedynie hałaśliwą mniejszość, a „milcząca większość” nadal popiera wspieranie Ukrainy i osób, które stamtąd uciekły przed horrorem rosyjskiej inwazji.  Rozziew pomiędzy siecią a realem widać też choćby w organizowanej przez Konfederację Korony Polskiej Grzegorza Brauna akcji „Stop ukrainizacji Polski”, która znajdowała szerokie odbicie w mediach społecznościowych, a w rzeczywistości na pikiety stawiła się tylko niewielka garstka osób (w Sanoku poza działaczami nie przyszedł nikt).

Omawiany tutaj sondaż na szczęście dowiódł po raz kolejny, że rzeczywistość to nie Internet i nie wystarczy stworzyć masy agresywnych postów, aby uzyskać zmianę poglądów społeczeństwa. Znów okazało się, że rację ma dla większości ludzi nie ten, kto najgłośniej krzyczy, ale ten, który może swoją rację w sposób wiarygodny udowodnić. I mamy nadzieję, że przyczyniły się do tego choć trochę media i projekty walczące z prorosyjską dezinformacją, takie jak choćby nasz. 

ToMa

Fot. pixabay.com