W bazie ukraińskich zwiadowców pod Zaporożem poznaję twarze chłopaków, którzy brali udział w obronie Kijowa na początku rosyjskiej inwazji. Widziałem ich wtedy w bazie w częściowo oblężonym Kijowie gdy szykowali się do wypadów w stronę okupowanego wtedy jeszcze Irpienia. Dla wielu z nich były to pierwsze dni wojny, pierwsze dni wojskowych doświadczeń. Wtedy też niektórzy z nich pomagali w dostarczaniu polskich darów w okolice Kijowa znajdujące się w strefie walk. Wśród nich była grupa szachistów ze swoim trenerem z tytułem profesora.

Minęło od tej pory 7 miesięcy krwawej wojny, które zrobiło z nich twardych żołnierzy. Sam profesor walczy teraz pod Zaporożem. Jednak wciąż jedną nogą jest w swoim poprzednim, cywilnym życiu – gdy tylko jest taka możliwość z bazy przy linii frontu prowadzi zajęcia online dla swoich lwowskich studentów. Dla wirtualnego spotkania ze studentami wybiera miejsce tak, żeby kadr w żaden sposób nie zdradził miejsca przebywania. W zajęciach bierze udział kilkunastu uczestników, którzy siedzą przy swoich komputerach w bezpieczniejszym Lwowie. Wiedzą, że ich wykładowca jest na froncie – zresztą przy kamerze siedzi w polowym mundurze. Jednak przez całe zajęcia nikt o to się nie pyta. Może uznają to za oczywistość, przecież wielu wykładowców jako ochotnicy zasiliło szeregi ukraińskiej armii i z okopów nie przestają prowadzić zajęć.

Profesor ma zaledwie trzydzieści kilka lat, a na swoim koncie wiele sukcesów szachowych. Nie mogę się jednak dowiedzieć jakie odnosi na froncie, o tych nie może opowiadać. Przysłuchuję się jak spokojnie ze studentami przez internet omawia plan zajęć w tym semestrze, a chwilę później jak bierze udział w ustalaniu grafików wart w przyfrontowej bazie. I nie ma znaczenia, że towarzyszą temu wybuchy rosyjskich rakiet. Milcząco zastanawiam się jak w owym grafiku uwzględnia swoje bojowe działania… Profesor nie ma ze sobą na froncie szachownicy, ma tylko tę wirtualną w smartfonie i karabin snajperski. Martwi się, że w tym roku jego drużyna wypadła z ligi szachów wirtualnych. Zbyt wielu chłopaków walczy na froncie. Wierzy, że znów wrócą do ligi w przyszłym roku po frontowym zwycięstwie

Gdy dowódca oddziału krzyczy „Polak!” automatycznie się odwracam. Nie jestem jedynym, ale to nie ja jestem wołany. Taki sam pseudonim nosi też jeden z ukraińskich żołnierzy. Dlaczego akurat taki? Bo mieszkał u nas i uczył się polskiego. Niewiele z tej nauki pozostało mu w głowie z wyjątkiem nauczycielki języka: „Koniecznie musisz ją pozdrowić na antenie radia!”, prosi. „Polak” nigdy nie przystaje się uśmiechać, a jego wygląd jakoś odbiega od stereotypowego wyobrażenia żołnierza: długie kręcone włosy, młodzieńcza, wręcz prawie dziecięca twarz: „Co robiłem przed wojną? Byłem modelem, jeździliśmy na sesje zdjęciowe do Włoch, parę godzin intensywnej pracy, a później mogliśmy mieć kilka dni wolnego”, opowiada.

Rozmowie przysłuchuje się inny z żołnierzy: „A ja jestem Czechem. To znaczy jestem Ukraińcem z czeskim pochodzeniem. Do inwazji występowałem w czeskim zespole”. Chłopak pokazuje nagranie na swoim smartfonie: „Widzisz, tańczymy polkę! Wiesz, że to czeski taniec?”. Patrzę na chłopaków w mundurach i uświadamiam sobie jak ich życie cywilne równi się od tego co muszą teraz robić. W głowie powraca pytanie czy jeszcze będą mogli wrócić do szachów, bycia znów modelem, kucharzem, tancerzem. Czy kiedykolwiek wrócą z tej strasznej wojny. A jeśli fizycznie powrócą, to czy powrócą też mentalnie.

Wiadomość o częściowym zniszczeniu krymskiego mostu zastaje mnie w Warszawie już z dala od frontu. W domu wszyscy skaczemy z radości. Chyba pierwszy raz tak szczerze się cieszymy od 24 lutego. Skruszeniu uległ jeden z najważniejszych symboli rosyjskiego neoimperializmu, „raszyzmu” jak określają to Ukraińcy. Rozlegają się telefony, przychodzą radosne wiadomości i memy od ukraińskich (ale też i polskich) przyjaciół. Dostaję też wiadomość od Profesora-Szachisty prosto z frontu: „Dzisiaj mój syn kończy 9 lat i w dziewiątym roku wojny otrzymał taki skromy prezent, że do końca życia ciężko będzie go zapomnieć”. Niezwykły prezent czasów wojny, której już nigdy miało nie być.

Paweł Bobołowicz