Ze wszystkich sił, które dziś przeciwstawiają się oficjalnemu Mińskowi, Łukaszenka najbardziej boi się białoruskich ochotników walczących za Ukrainę. Ani Światłana Cichanowska, ani Gabinet Tymczasowy, ani nawet były szef brzeskich spadochroniarzy Walerij Sachaszczyk, pełniący w Gabinecie stanowisko ministra obrony, nie wzbudzają w białoruskiej propagandzie takiej wściekłości, jak wzmianka o pułku Kalinowskiego. Bojownicy pułku nieustannie irytują Mińsk: mówią, że po wyzwoleniu Ukrainy idą wyzwolić Białoruś, twierdzą, że mają wystarczająco dużo broni, która czeka na nich na Białorusi. Aby pokazać, że są bliżej niż myśli reżim, czasami publikują zdjęcia z granicy ukraińsko-białoruskiej. Dla Białorusinów „kalinowcy” to bohaterowie, dla propagandy faszyści.

W rzeczywistości kilka białoruskich jednostek walczy w siłach zbrojnych Ukrainy: pułk Kastusa Kalinowskiego, batalion Terror i pułk Pahonia. Białoruska propaganda nie rozumie szczegółów, kto jest kim i jaka jest między nimi różnica, dlatego wszyscy białoruscy ochotnicy są zjednoczeni pod pojęciem „pułku Kalinowskiego”. Początkowo, gdy pułk dopiero zaczynał się formować, reakcja Łukaszenki, a po nim, a także całej białoruskiej propagandy, była sarkastyczna: formację nazwano zabawną, twierdzili, że „do walki gotowe są tylko cztery osoby” i w ogóle, liderzy opozycji demokratycznej wrzucili chłopców do piekła i nawet nie myśleli o ich rodzicach.

Po sukcesach Sił Zbrojnych Ukrainy na froncie, rosnącej popularności białoruskich ochotników na Ukrainie i Białorusi, retoryka Mińska zaczęła się zmieniać. We wrześniu, być może po raz pierwszy, Łukaszenka nazwał „pułk Kalinowskiego” jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego kraju, to oznaczy faktycznie jako zagrożenie dla jego władzy. Ochotnicy zamienili się w „uzbrojonych radykałów”, Ukraina stała się kuźnią kadr do wojny z Białorusią, a głównym celem tego ruchu jest „zniszczenie kraju, obalenie istniejącego porządku i systemu, rozprawienie się z prezydentem”.

Jeszcze wcześniej nakazano organom ścigania zidentyfikować i opublikować nazwiska białoruskich ochotników. Niektórzy z nich nie ukrywają, kim są i otwarcie udzielają wywiadów i pojawiają się na zdjęciach. Niektórzy nie podają swoich nazwisk otwarcie, bo boją się prześladowania krewnych na Białorusi. Dokładna liczba Białorusinów, którzy walczą w Ukrainie, również nie jest oficjalnie podana ze względów bezpieczeństwa, ale najprawdopodobniej po to, by nie ujawniać kart białoruskiemu reżimowi. Ten próbuje ocenić skalę białoruskich oddziałów ochotniczych, w mediach ciągle pojawiają się różne liczby: na początku lata było to 50 osób, potem 200, a teraz MSW przyznało, że zidentyfikowało 160 ochotników.

W białoruskich mediach państwowych nie używa się terminu „ochotnicy”, facetów nazywa się „zdrajcami”, „faszystami” lub „nazistami”. Pułk Kalinowskiego, według przedstawicieli MSW, składa się z tzw. piłkarskich ultrasów i uczestników akcji protestacyjnych z 2020 roku, którzy dopuścili się różnego rodzaju przestępstw i zdołali uciec z sądu i śledztwa.

Siły bezpieczeństwa Łukaszenki nie mają jeszcze środków na zatrzymanie ochotników na Ukrainie, więc mszczą się dostępnymi środkami: niedawno na prorządowych kanałach telegramowych pojawiło się zdewastowane mieszkanie rzeczniczki pułku Kalinowskiego Kristiny „Czabor”. Kilka dni później opublikowano zdjęcie praktycznie zniszczonego mieszkania jej męża. Na Białorusi celowo prześladowani są krewni ochotników walczących w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Kuzyn wojownika Wasilia Parfenkowa Siergiej Bondarenko został dwukrotnie zatrzymany i zmuszony do wyjazdu do Polski. Powiedział, że siły bezpieczeństwa zostały obrażone nagraniem wideo, na którym pułk Kalinowskiego żartobliwie wezwał ich do „bitwy” na neutralnym terytorium. Siergiej mówi, że jak tylko reżim dowiaduje się, że ktoś jest w pułku Kalinowskiego, jego krewni są natychmiast zatrzymywani na Białorusi.

Również białoruskie siły bezpieczeństwa aktywnie wyłapują tych, którym jeszcze nie udało się wstąpić do pułku, ale starają się tam dotrzeć. Latem pojawiły się informacje, że kilkudziesięciu obywateli poniżej 30 roku życia nie może wyjechać w tym celu z Białorusi. Od czasu do czasu w prorządowych kanałach telegramowych i w mediach państwowych pojawiają się filmy z Białorusinami, którzy żałują i przyznają się do winy, że próbowali nielegalnie przekroczyć granicę, aby wstąpić do pułku Kalinowskiego. Sądy też stale wydają wyroki, choćby za sam zamiar wyjazdu na Ukrainę. Na Białorusi za udział w działaniach wojennych na terytorium innego państwa grozi do 7 lat więzienia.

Jednocześnie jednak Białorusini, którzy walczą na Ukrainie po stronie Rosji, świetnie czują się na Białorusi, a nawet udzielają wywiadów kanałom państwowym. Żaden z nich nie został jeszcze ukarany.

Olga Siamaszko

Fot. wikipedia.org