Arcybiskup Sawa przeprosił za swój list do Cyryla. Może wreszcie zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego faktycznie zrozumiał, że publiczne manifestowanie przyjaźni, bliskości i jedności myśli ze zwierzchnikiem moskiewskiego prawosławia nie jest dobrym pomysłem. Może, ale… Arcybiskup Sawa przypomina, że przeciwko rosyjskiej agresji wypowiadał się już wcześniej. I jest to prawda, po rosyjskiej inwazji rok temu metropolita Sawa apelował „aby wojna mająca miejsce na Ukrainie, prowadzona przez Armię Rosyjską, została przerwana”.

Niestety w tych wypowiedziach, słowach metropolity Sawy nie tylko widać jakąś zaskakującą sprzeczność, ale też stale powracające wątki rosyjskiej propagandy. Bo nawet gdy arcybiskup apeluje o przerwanie wojny, to mówi o „bratobójczych” walkach akcentując rzekomą wspólnotę braterską łączącą Ukraińców i Rosjan, gdy pisze o uniezależnieniu się ukraińskiej cerkwi to pisze o „trudnej sytuacji kanonicznej” i wskazuje na możliwość „kolejnych rozłamów w łamach św. Prawosławia” znów właściwie kwestionując autokefalię Kościoła Prawosławnego Ukrainy i decyzję patriarchy Bartłomieja o przyznaniu Kijowowi tomosu. Niestety Sawie i grupie związanych z nim hierarchów mentalnie jest wciąż bliżej do Moskwy niż Konstantynopola, co faktycznie podważa też autokefalie Polskiego Kościoła Prawosławnego i hańbi ciężką historię prawosławnych obywateli Rzeczypospolitej, którzy swojej ojczyźnie byli wierni w najcięższych momentach.

Głos metropolity Sawy wcale nie był i nie jest jednoznaczny, jest asekuracyjny. Burzę, którą rozpętał depeszą do Cyryla w oczywisty sposób musi próbować załagodzić, bo inaczej rozłam, którym straszy innych może dotknąć też Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Wielu polskich wiernych Kościoła Prawosławnego ma bowiem dość tkwienia w niejasnych zależnościach z moskiewską cerkwią, nad którymi unosi się duch teczek SB. A pisanie przez Sawę o poświęceniu całego życia „naszej Ojczyźnie Rzeczpospolitej Polskiej, patriotycznej edukacji młodych pokoleń”, w kontekście jego działalności jako TW „Jurek” może budzić tylko uśmiech politowania.

Warto byłoby też dokonać kwerendy działalności niektórych hierarchów i struktur PAKP od początku rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie, czyli od 2014 roku. Wspieranie w tym czasie moskiewskich struktur na Ukrainie (przy użyciu szczytnych haseł wsparcia humanitarnego), które były siedliskiem tzw. separatyzmu, czy raczej ruskiego miru, angażowanie się w informacyjną walkę przeciwko niezależności ukraińskiego prawosławia, uniemożliwianie ukraińskim prawosławnym kapłanom pełnienia posługi w cerkwiach w Polsce to działania, za które niepewne „wybaczcie” nie wystarczy.

By oczyścić atmosferę wokół polskiego prawosławia niezbędne jest jednoznaczne przecięcie związków z kryminalną strukturą moskiewskiej cerkwi, a agenturalnych hierarchów PAKP odprawienie na emeryturę. To też pozwoli na otworzenie wrót cerkwi dla milionów prawosławnych Ukraińców, którzy w wyniku wojny dziś są gośćmi w naszym kraju i na budowę relacji z godnym przedstawicielem ukraińskiego prawosławia – Kościołem Prawosławnym Ukrainy i jego zwierzchnikiem metropolitą Epifaniuszem.

Paweł Bobołowicz

Fot. wikipedia.org