„Organizacja była bardzo potrzebna robotnikom, ponieważ często zwracali się do niej, prosząc o pomoc. Tutaj trafiały także rodziny osób będących w więzieniach lub miejscu odosobnienia. Czerwona Pomoc nie tylko pomagała im materialnie, ale także organizowała rodziny odosobnionych. Zalecała je [tak!] by starali się o przyjęcie u wojewodów, a także podejmowali interwencję w innych urzędach […]. MOPR słusznie zauważała, że tylko zorganizowana forma protestu może przynieść jakiś skutek, dlatego namawiała rodziny więźniów, by działały razem” – tak o działalności Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom pisał kilka lat temu Ireneusz Polit w publikacji o Berezie Kartuskiej.

Przywołuję na wstępie felietonu opinię współczesnego autora na temat MOPR, by zobrazować, jak trudno jest nam dzisiaj poruszać się w świecie kłamstw i dezinformacji. Międzynarodowa Organizacja Pomocy Rewolucjonistom to organizacja powołana na IV Kongresie Kominternu w 1922 roku. W ciągu kolejnych lat powstawały jej sekcje w kilkudziesięciu krajach świata, występując potocznie pod nazwą Czerwonej Pomocy. Mimo że formalnie MOPR-y były strukturami pozapartyjnymi, to Centralny Komitet MOPR (CK) podlegał bezpośrednio Kominternowi. Przypomnę młodym czytelnikom, że Komintern to skrót od Międzynarodówki Komunistycznej, organizacji powstałej z inicjatywy Włodzimierza Lenina w Moskwie w celu propagowania idei komunistycznych i przygotowania do światowej rewolucji proletariackiej.

Pierwszy kongres Międzynarodówki Komunistycznej miał miejsce w marcu 1919 roku i uczestniczyli w nim przedstawiciele Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Przypominam, że wczoraj świętowaliśmy kolejną rocznicę odzyskania niepodległości w 1918 roku, zatem towarzysze z KPRP spiskowali przeciwko wolnej i niepodległej ojczyźnie. I nie są to słowa pisane na wyrost, bowiem ta komunistyczna partia założona została w grudniu 1918 roku, w sześć tygodni po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, i już na zjeździe założycielskim jej członkowie odrzucili uznanie ogłoszonej 11 listopada niepodległości. I niestety w tej postawie byli bardzo konsekwentni, co znalazło wymiar praktyczny w ich zaangażowaniu w rewolucję w Rosji oraz całkowite poparcie wojsk inwazyjnych w 1920 roku. Podczas wojny polsko-bolszewickiej polscy komuniści utworzyli Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (Polrewkom), na którego czele stanął Julian Marchlewski, a który miał przejąć władzę w Polsce po zwycięstwie Armii Czerwonej. 30 lipca 1920 roku w Białymstoku Polrewkom ogłosił odezwę, w której zapowiedział trzy najważniejsze swoje postulaty – utworzy Polską Socjalistyczną Republikę Rad, likwidując niepodległą IIRP, znacjonalizuje ziemię i… rozdzieli państwo od Kościoła.

Historię dobrze znamy. W ubiegłym roku świętowaliśmy setną rocznicę zwycięstwa nad czerwoną zarazą. Jednak rewolucja trwała i zebrała krwawe żniwo już niespełna dwadzieścia lat później. Jednak zanim to nastąpiło, trzeba było przygotować masy do przyjęcia jej z większym zaangażowaniem, niż miało to miejsce w 1920 roku. Służyły temu działania propagandowe i dezinformacyjne, mające na celu przekonanie Polaków do idei rewolucji. I niestety w ciągu tych lat w dużej mierze się to udało. Jednym z działań na rzecz budowy wizerunku Sowieckiej Rosji jako państwa wspierającego rewolucjonistów i ich rodziny było utworzenie MOPR, na czele której stanął znany nam już Julian Marchlewski. I zaczęło się. Komuniści w swojej propagandzie lubili odwoływać się (i czynią to do dzisiaj) do polskich dziewiętnastowiecznych tradycji niepodległościowych. Walka z zaborcami sprawiała, że w polskiej świadomości zbiorowej więzień polityczny zajmował szczególną pozycję. Nie ulegało żadnej kwestii, że cierpienie takiego więźnia w więzieniu, czy tym bardziej na zesłaniu, nie było wyłącznie jego osobistą sprawą ani sprawą jego najbliższej rodziny. To była kwestia narodowa. Stąd powszechność tradycji duchowego i materialnego wsparcia takich osób. I do tej tradycji w sposób nieuprawniony odwoływali się komuniści, organizując pomoc dla więzionych w Polsce towarzyszy, którzy przecież o żadną niepodległość nie walczyli. Przeciwnie, chcieli włączenia Polski do bloku sowieckich republik. MOPR szybko przestał być organizacją filantropijną (a w zasadzie nigdy nią nie był) a stał się organizacją klasową, walczącą o zlikwidowanie przyczyn cierpień więźniów politycznych. W związku z czym szczególne miejsce zajmowała działalność agitacyjno-propagandowa. W latach 1925-28 MOPR prowadził 45 międzynarodowych i 265 narodowych kampanii propagandowych. Przyniosły one zamierzony skutek, skoro nadal czytamy o „potrzebnej organizacji niosącej pomoc robotnikom”.

Piszę o tym nie bez przyczyny. Przytoczona historia doskonale obrazuje zasady działania dezinformacji i metody, którymi posługują się propagandyści. Wczoraj przeczytałem informację o śmierci młodego mężczyzny na granicy białorusko-polskiej. Zmarł prawdopodobnie z wychłodzenia, po stronie białoruskiej. Czytam komentarze, i przecieram oczy. Winny temu, zdaniem dużej części komentujących, jest rząd Polski. Bo nie otwiera granicy.

W dyskusji o sytuacji na naszej wschodniej granicy pojawiają się często argumenty (a)historyczne, które mają działać jak szantaż emocjonalny. Skoro Polaków przyjmowano w Iranie jako nielegalnych imigrantów i uchodźców, otwórzmy granice dla uchodźców z Iranu i krajów ościennych. Oni nam kiedyś pomogli. I nie ma w tych przypadkach znaczenia prawda, tak jak nie ma w nich znaczenia filantropia. To dokładne powtórzenie metod działania MOPR. Niby pomagamy, ale siejemy dezinformację i prowadzimy działalność agitacyjno-propagandową. Bo wojna hybrydowa to nie jest wymysł Putina, on jedynie korzysta ze sprawdzonych wzorców.

WP

Materiał oryginalny: Na moprowskoj rabotie. Felieton redaktora naczelnego