Kazimierz Wojcicki. Zdjęcie – dzieje.pl

O tym, jaki jest realny wpływ dezinformacji na relacje polsko-ukraińskie rozmawialiśmy podczas 11. Polsko-Ukraińskich Spotkań w Jaremczu z publicystą i historykiem, członkiem zarządu Unii Europejskich Demokratów – Kazimierzem Woycickim.

To jest budowa opowieści – mówi Woycicki – że Ukraina jest krajem, który sobie nie daje rady, rządzą tam same ciemne siły. Jest to powtarzanie rosyjskich tez, aż po jakieś absurdy, że to są np. Chazarowie. Obecnie wydawane są nawet książki na ten temat przez GRU i to powtarza kilku tzw. rozprowadzaczy propagandy w Polsce, którzy są widoczni w Internecie i śmiało można ich nazwać agenturą wpływu. Pewna gęstość takich antyukraińskich treści w sieci – najrozmaitszych stron, które mogą mieć nawet akcenty antyputinowskie po to, by tę antyukraińskość uwiarygodnić. Na to są z pewnością wydawane bardzo duże pieniądze. Sądzę, że ten wpływ rosyjski zainwestowany jest w dużym stopniu w środowiska, które udają nacjonalistyczne. Tytuły niektórych stron, które są takie „hurra nacjonalistyczne”, gdzie często pojawia się słowo Polska i polska flaga, są obliczone na maluczkich, a to łączy się z najrozmaitszymi idiotycznymi wersjami historii typu Wielka Lechia.

Muszę powiedzieć, że podchodzę z wielkim szacunkiem do takich działań jak StopFake, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że tu nie chodzi o fake news, tylko o bardzo rozbudowane, rozmaite narracje, które mają stworzyć pewien światopogląd, żeby odbiorca był gotów później zaakceptować jakieś działania. Są to w gruncie rzeczy bardzo skomplikowane sposoby oddziaływania.

W sferze faktów takie działania jak StopFake dość prosto pokazują, gdzie z tymi faktami dezinformacja się mija. Jak jej przeciwdziałać w sferze emocji? O to również spytaliśmy naszego rozmówcę.

Trzeba budować dobrą politykę informacyjną, która nie jest bezpośrednio skierowana przeciwko kłamstwu, ale taką która daje obraz Ukrainy jako kraju, który ma najrozmaitsze problemy, jako kraju reformującego się – mówi Woycicki. – Podawanie dobrych, czytelnych, ale niezbyt skomplikowanych statystyk, jakiś opowieści reportażowych pokazujących na przykład jak w ostatnich dwóch latach ogromny postęp materialny zrobiły miasta ukraińskie itd. Pani Romaszewska mówiła, że potrzebny jest serial, potrzebne są reportaże telewizyjne, bo raczej polska prowincja, ta wschodnia, która jest bardziej sceptycznie nastawiona do Ukrainy, bardziej ogląda telewizję. To są skomplikowane działania i potrzebne są na to pieniądze. Reagowanie na poszczególne kłamstwa jest bardzo trudne. I oczywiście nie należy dopuszczać do sytuacji, żeby ludzie, którzy już od dawna byli podejrzani o najrozmaitsze działania jak pan Osadczy, byli dopuszczani tak blisko Sejmu, by mogli wpływać na ustawę. Internet nie działa w próżni, zawsze   jest ta wirtualna rzeczywistość i zawsze jest ziemia, najbardziej realne działania, fizyczni ludzie.

WP