Rakiety uderzyły w Kijów o poranku. Znowu. Być może sadystyczni żołdacy Putina lubią sobie wyobrażać jak sieją zniszczenie i śmierć właśnie w niedzielę, w dniu odpoczynku, w świętym dniu gdy ludzie mają możliwość być ze swoją rodziną.

Spod gruzów zrujnowanego wieżowca wyciągnięto siedmioletnią dziewczynkę i jej trzydziestopięcioletnią mamę. Ranne, ale przeżyły, niestety ojciec dziewczynki zginął. 35 latka uratowana przez ukraińskich ratowników okazała się obywatelką Federacji Rosyjskiej. „Przekażcie rosyjskim propagandystom, że Rosja zabija swoich obywateli w mieszkalnych wieżowcach, które nazywają w swoich sprawozdaniach wojskowymi obiektami…” – tak po ataku napisał w swoich mediach społecznościowych szef ukraińskiej policji generał Ihor Kłymenko. W tym porannym ataku ucierpiało co najmniej 5 mieszkańców Kijowa, a rakiety oprócz budynków mieszkalnych zniszczyły przedszkole. Ponad 40 rakiet spadło na Ukrainę w sobotnim ataku. Część z nich uderzyła w cele w pobliżu polskiej granicy. Nie wiem czy te informacje, komunikaty robią jeszcze takie samo wrażenie jak na początku rosyjskiej inwazji. Do wojny, jak do wszystkiego potrafimy się przyzwyczaić. Przyzwyczajenie z czasem nawet może przynieść obojętność.

Jednak do zła nie można się przyzwyczajać. Musimy się dalej mobilizować w naszej solidarności z Ukraińcami. Nie możemy zaprzestawać pomagać nawet gdy scenariusz rozwoju wypadku nie zawsze jest zgodny z naszymi wyobrażeniami. Ukraińcy heroicznie się bronią ponosząc jednak straszne ofiary. Do niedawna słyszeliśmy tylko o sukcesach ukraińskiej armii, o tysiącach zabitych Rosjan, tysiącach zniszczonych rosyjskich czołgów, wozów bojowych, setkach zestrzelonych helikopterów, samolotów, dronów. Te informacje wytworzyły atmosferę, w której zadawaliśmy sobie pytanie: „jak szybko Ukraińcy tę wojnę wygrają”. Jednak zwycięstwa szybko nie zobaczymy…

Nawet prezydent Ukrainy podaje informacje o potężnych stratach wśród ukraińskiej armii. Rośnie świadomość, że wbrew wielu optymistycznym komunikatom ukraińska armia poniosła porażkę w Siewierodoniecku, który przecież miał być nie do zdobycia, nie udaje się skutecznie przeciwstawiać rosyjskim atakom rakietowym, które dosięgają całą Ukrainę. Nie ulega wątpliwości, że Rosja próbuje nimi wytropić magazyny ukraińskiej broni i tej broni, która płynie z Zachodu. Ale ataki mają też złamać ducha Ukraińców. I to Putinowi wciąż się nie udaje. My też zatem nie powinniśmy się poddawać i jeszcze silniej Ukraińców wspierać.

Putin w ubiegłym tygodniu poniósł sromotną klęskę propagandowo-dyplomatyczną. Ukrainą i Mołdawia otrzymały status kandydata do UE. Nasze władze jednoznacznie wspierały ten proces jednak wiele krajów europejskich (co ciekawe niektóre nawet bez wsparcia Rosji) próbowały go zablokować. Kreml bez wątpienia wpadł w furię. Może i stąd to rakietowe uderzenie. Niewątpliwie najbliższym czasie możemy spodziewać się też dalszego wzrostu napięcia na granicy białorusko-ukraińskiej.

Tak czy inaczej, wojna się nie skończyła i szybko się nie skończy i nie może się skończyć nasza pomoc. Dziś ruszyliśmy na Ukrainę z kolejną partią pomocy zorganizowaną przy udziale ludzi dobrej woli, serdecznie dziękuję. Pomagamy cywilom i wspieramy ukraińskich żołnierzy – teraz otrzymają kolejny samochód, środki medyczne, rękawiczki i inne elementy wyposażenia. Obyśmy w naszym wsparciu się nie zatrzymali, obyśmy nie zaczęli mówić, że ta wojna już nas męczy i tak w ogóle to nie jest nasza. Putin na to czeka.

Paweł Bobołowicz

Fot. pixabay.com