Niedawno amerykańska administracja ogłosiła, że dostarczy Ukrainie pociski przeciwczołgowe ze zubożonym uranem. Wywołało to po raz kolejny lamenty rosyjskiej propagandy, że oznacza to łamanie międzynarodowych porozumień dotyczących atomu, przekazywanie Kijowowi broni masowego rażenia, brudnej bomby, której eksplozje wywołują powstanie chmury radioaktywnej, śmiertelnie zagrażającej cywilnej ludności. Pociski takie mają „zarażać” okolicę i powodować ogniska raka. Choć w informacjach o szkodliwości zubożonego uranu można znaleźć trochę prawdy, to treść tych oskarżeń można włożyć wyłącznie między bajki.

Zubożony uran powstaje jako proces uboczny wzbogacania uranu przeznaczonego jako paliwo do elektrowni atomowych. Od bardziej znanego kuzyna – wzbogaconego uranu używanego w energetyce atomowej i do produkcji bomb jądrowym – ten zubożony odróżnia – jak sama nazwa wskazuje – niewielki poziom radioaktywności w „stanie naturalnym”, trochę tylko większy od promieniowania otoczenia. Jednocześnie na tle większości metali wyróżnia go znaczna twardość. Zubożony uran jest materiałem bardzo gęstym, o 65% gęstszym od ołowiu, a więc również bardzo twardym. Ze względu na tę właściwość jest stosowany w pociskach przeciwpancernych. Amerykanie używają go również w pancerzu czołgów Abrams, a dawniej był wykorzystywany nawet do produkcji… młotków.

Najbardziej znane zastosowanie tego materiału dotyczy jednak amunicji przeciwczołgowej. Ze zubożonego uranu wykonywany jest rdzeń penetratora takich pocisków, czyli tej jego części, która służy do przebijania pancerza czołgu. Nad swoim głównym konkurentem w tej dziedzinie – węglikiem wolframu – ma kilka przewag. Po pierwsze w zetknięciu z przeszkodą ma właściwości samoostrzące, co zwiększa możliwości wniknięcia do wrogiej maszyny. W momencie uderzenia w cel z części penetratora wydzielają się łatwopalne tlenki, które w zetknięciu z powietrzem zapalają się, wywołując dodatkowo pożar wewnątrz trafionego czołgu. Większa zdolność do przebijania pancerza przez penetrator o takiej samej wielkości powoduje, że pociski ze zubożonym uranem mogą być wystrzeliwane z mniejszą prędkością początkową od tych z węglikiem wolframu, co mniej obciąża lufę działa, a więc zwiększa jej żywotność. Ponadto produkuje się go z odpadów, stąd jego wytworzenie jest tańsze od amunicji wolframowej o zbliżonej skuteczności.

To, że jest szkodliwy dla załogi trafionego pojazdu, która w wyniku pożaru tlenku uranu może spłonąć lub się udusić, jest oczywiste. A co z jego szkodliwością dla cywilów? Według Komitetu Naukowego ds. Zagrożeń dla Zdrowia i Środowiska Komisji Europejskiej zubożony uran jest o wiele mniej radioaktywny, niż ten występujący w stanie naturalnym. Ponadto jego działanie promieniotwórcze ogranicza się przede wszystkim do emisji cząsteczek alfa. Nie przenikają one przez ludzką skórę czy ubranie. Natomiast wysoce przenikliwe promieniowanie gamma jest bardzo niskie. Zagrożenie występuje jedynie w wyniku wdychania pyłu uranowego, wniknięcia odłamków takiego pocisku do organizmu, spożywania skażonej żywności albo wody. Niebezpieczeństwo takie jednak nie wynika z samej radioaktywności, ale głównie z tego, że uran – podobnie jak inne metale ciężkie – jest trujący dla organizmów, a szczególnie groźny dla nerek.

Jeśli taki pocisk trafi czołg, większość pyłu osadza się wewnątrz pojazdu, a to, co zostaje na zewnątrz, nie tworzy żadnej radioaktywnej chmury. Mówiąc kolokwialnie, ponieważ uran jest ciężki, pył ten zwykle daleko nie poleci. Jeśli natomiast strzelający chybi i pocisk wbije się w glebę, uran wprawdzie powoli ulatnia się i rozpuszcza, ale w wyniku naturalnych procesów po pewnym czasie jego stężenie maleje. Badania wykonane w miejscach, gdzie amunicja taka była powszechnie używana, wykazały, że promieniowanie było w nich niskie, zbliżone do naturalnego. 

Amunicja ze zubożonym uranem była masowo stosowana w czasie obu wojen z Irakiem i w mniejszym stopniu na Bałkanach. Przeprowadzano badania wśród żołnierzy uczestniczących w walkach oraz cywilów mieszkających w pobliżu pól bitewnych. W próbkach ich moczu w większości przypadków nie stwierdzono podwyższonego poziomu uranu. Chociaż badania laboratoryjne potwierdziły istnienie potencjalnej możliwości pewnego rakotwórczego działania zubożonego uranu, jak do tej pory na terenach walk toczonych z udziałem tych pocisków nie stwierdzono znaczącego wzrostu zachorowań na nowotwory wśród ludzi ani zwierząt. Podobnie działo się w przypadku żołnierzy zranionych odłamkami tej amunicji lub narażonych na kontakt z pyłem uranowym. Należy jednak gwoli prawdy wspomnieć, że takie efekty mogą ujawnić się dopiero po dłuższym czasie.

Można więc stwierdzić, że rosyjska propaganda po raz kolejny sięgnęła granic absurdu. W przypadku zubożonego uranu, nie można bowiem absolutnie mówić ani o broni atomowej czy szerzej masowego rażenia, ani o chmurach radioaktywnego pyłu. Zwłaszcza że pocisków zawierających tę substancję używają nie tylko Amerykanie czy Brytyjczycy, którzy dostarczą je Ukraińcom lub już im je przekazali. Pociski ze zubożonym uranem posiadają też sami Rosjanie, którzy wprowadzili do użycia aż kilka jej typów, między innymi: 3BM32 Want, 3BM48 Świniec i 3BM59 Świniec-1. Choć na Zaporożu czy pod Bachmutem najczęściej używają starszej amunicji z rdzeniem stalowym lub z węgliku wolframu, to prawdopodobnie już od dawna strzelają do ukraińskich czołgów również pociskami, którym poświęcony jest ten artykuł. I jakoś w przypadku własnego zastosowania nie przeszkadzają im „ogniska raka” czy „toksyczne chmury”, ani „niehumanitarność” tej amunicji wobec ludności cywilnej. A dla tej ostatniej pociski ze zubożonego uranu są z pewnością mniej szkodliwe niż rosyjskie miny czy amunicja kasetowa wystrzeliwana na ukraińskie miasta.

MT