Niedawna 84. rocznica agresji sowieckiej na Polskę w naszym kraju stanowiła okazję do przypomnienia paktu Ribbentrop-Mołotow i rozważań o współodpowiedzialności Stalina za wybuch drugiej wojny światowej. Zupełnie inaczej było w państwach ZBiR-owskich (Związek Białorusi i Rosji). Tam mieliśmy po raz kolejny powrót do czasów ZSRR, a treści, które ukazywały się z tej okazji w tamtejszych mediach, jako żywo przypominały te z podręczników drukowanych w okresie ZSRR.

Propaganda białoruska i rosyjska działają w tym względzie bardzo zgodnie. Według nich sowiecka agresja z 17 września stanowiła „wyzwolenie” narodu białoruskiego. Ten miał być w II Rzeczpospolitej prześladowany, traktowany „jak Aborygeni”, wręcz cofany w rozwoju cywilizacyjnym, siłą polonizowany. Ówczesna Polska była państwem „faszystowskim”, które masowo posługiwało się „terrorem wobec Białorusinów”. Białoruskie wsie miały być „ostrzeliwane z armat,” dzieci „bite w polskich szkołach”, a Białorusini „zamykani w polskim obozie koncentracyjnym” (w Berezie Kartuskiej). Polska „okupowała” ziemie rdzennie ruskie, a najazd sowiecki doprowadził do ich zjednoczenia we „właściwym” państwie, stanowiąc wręcz „dziejową sprawiedliwość”. Zaś Armia Czerwona zapewniła „zjednoczenie Białorusi”, wyrwanie spod polskiej „okupacji” i przyłączenie jej zachodniej części „do macierzy”, czyli Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Odbicie takiej propagandy stanowiły uroczystości Dnia Jedności Białorusi, ustanowionego przez reżim Łukaszenki 17 września trzy lata wcześniej, a obchodzonego od dwóch lat (więcej https://www.stopfake.org/pl/dzien-jednosci-narodowej-na-bialorusi-stal-sie-dniem-nienawisci-do-polakow/).

Przy czym najazd sowiecki nie przedstawiany był jako agresja, ale jako „operacja specjalna”, w kształcie, który nie udał się na Ukrainie 24 lutego 2022 roku. Miało to być działanie wręcz „pokojowe”.  Nie był to atak na Polskę, ale wkroczenie na tereny nieprawnie i zbrojnie „odebrane” wcześniej przez Rzeczpospolitą ZSRR, które w połowie września pozostawały w praktyce „niczyje”, bowiem armia polska była na zachodzie bita przez Niemców. Inwazja była dokonywana jedynie w „interesie narodu białoruskiego”, a nie jako zaspokojenie imperialnych planów Stalina. Skrzętnie przy tym omijano wzmianki o wcześniejszym porozumieniu niemiecko-radzieckim i podziale strefy wpływów dokonanego przez pakt Ribbentrop-Mołotow.

Propaganda białoruska i rosyjska kładła też nacisk na to, że sowiecka agresja miała stanowić „wyzwolenie” i „zjednoczenie” nie tylko Białorusi, ale i Ukrainy. Również ta ostatnia miała 17 września zostać wyzwolona z rąk polskich „faszystowskich okupantów”. Propaganda ta eksponowała przy tym wszelkie różnice dzielące Polaków i Ukraińców nie tylko w okresie międzywojnia, ale i współcześnie. Jako „paliwo” wykorzystywała tu kwestię sporu na temat handlu ukraińskim zbożem, twierdząc, że oznacza on trwały koniec sojuszu pomiędzy Warszawą a Kijowem. Przy czym po raz kolejny wyciągnięto również fake newsy na temat rzekomych „polskich planów” odzyskania terenów zachodniej Ukrainy, które należały do Rzeczpospolitej przez wrześniem 1939 roku (zobacz https://www.stopfake.org/pl/tonacy-mapy-sie-chwyta/). Wszystko to ma na celu wbicie klina pomiędzy Polskę a Ukrainę i przedstawienie wbrew faktom Rosji jako prawdziwego „odwiecznego przyjaciela” narodu ukraińskiego.

Polska z okresu międzywojennego w tej narracji prezentowana jest nie tylko jako państwo „faszystowskie”, „okupant”, ale także jako kraj słaby, skłócony wewnętrznie, przy czym przejawiający nadmierne ambicje „mocarstwowe”. W tym ujęciu jej klęska z września 1939 roku stanowiła wyłącznie jej własną winę; Rzeczpospolita wręcz „sama doprowadziła do własnego zniszczenia”. Od takiego obrazu Polski propaganda gładko przechodzi do współczesności, wynajdując w niej „analogie” do historii.

Zgodnie z propagandową „linią” obu krajów to współczesna Polska jest państwem „agresywnym”, a nie Rosja, która najechała Ukrainę, czy Białoruś, która na swojej granicy zachodniej prowadzi przy pomocy migrantów operację hybrydową. Zgodnie z tego typu narracją Rzeczpospolita jest krajem „militarystycznym”, przeprowadzającym nieustannie „prowokacje” wobec Mińska. Rosyjska i białoruska propaganda reagują wręcz alergicznie na wszelkie informacje o udziale naszych żołnierzy w większych ćwiczeniach czy defiladową prezentację sprzętu wojskowego. Za każdym razem mają one stanowić „ukrytą mobilizację” i „przygotowanie do inwazji” na Białoruś. W takim dezinformującym przekazie Warszawa tylko marzy o zbrojnym zaatakowaniu Mińska i w konsekwencji wywołaniu trzeciej wojny światowej. Bowiem – jak zapewnia rocznicowa propaganda – wówczas z „braterską pomocą” Białorusi pospieszy „miłująca pokój” Rosja, co może doprowadzić do konfliktu globalnego. Łukaszenkowskie i prokremlowskie media „ostrzegają”, że może się to zakończyć kolejnym rozbiorem Polski, w którym po raz kolejny wezmą udział Moskwa i Berlin. Czyli Polska jest w tym ujęciu jednocześnie potęgą, skłonną do ataku na Rosję, i państwem słabym, które w każdej chwili może zostać zniszczone przez potężnych sąsiadów. Oczywiście wyraźna niezgodność pomiędzy tymi przekazami propagandzistom absolutnie nie przeszkadza.

Taka kampania propagandowa służy budowaniu nieufności wobec Polski i całego Zachodu, którego nasz kraj jest reprezentantem. Jest wykorzystywana także do kreowania Rosji jako jedynego sojusznika Białorusi, który w każdej chwili jest jej gotowy przyjść z „wyzwolicielskim” wsparciem. Stanowi też podbudowę pod dalsze zacieśnianie związków pomiędzy obu ostatnimi krajami i budowaniu poparcia społecznego – lub nie mniej pożądanej bierności Białorusinów – dla przyszłego ewentualnego ich „zjednoczenia”. Przy czym w kompletną niepamięć idą stalinowskie zbrodnie na narodzie białoruskim i wieloletnia polityka intensywnej rusyfikacji, grożącej temu narodowi wręcz odejściem w niebyt.  

MT

Fot. karski.muzhp.pl / wikipedia.org