TVN 24 – Były ambasador: w 2020 roku Polska będzie poza Unią Europejską. Na zdjęciu ilustrującym ten tytuł widzę twarz byłego ambasadora RP w Waszyngtonie Ryszarda Schnepfa. Czytam i przecieram oczy ze zdumienia. Jest maj 2019 roku, co prawda narracja o wyprowadzeniu Polski z Unii pojawia się w naszej przestrzeni publicznej od początku maratonu wyborczego, ale raczej nikt poważnie tego już nie przyjmuje, szczególnie, że PiS na każdym kroku podkreśla swój proeuropejski kierunek polityki, i już nawet co rozsądniejsi kandydaci Koalicji Europejskiej przyznają w wywiadach, że Polexit to wierutna bzdura i żadne działania obecnie rządzących nie wskazują, by groziło nam wyjście z Unii. Do tego w ostatnich dniach największym zwolennikiem nie tyle wyjścia Polski z Unii co likwidacji UE okazał się Lech Wałęsa, zatem temat wygląda na zamknięty. Skąd więc nagle taki nagłówek i to zamieszczony na profilu w mediach społecznościowych dosyć znanego polityka i historyka. Pod wpisem już zaczyna się dyskusja, na ile te prognozy mają szansę się sprawdzić. Klikam. Widzę film z podpisem, że Ryszard Schnepf był gościem „Faktów po Faktach” i czytam lead – To się nie może dobrze zakończyć. Gdzieś tam w planie – mogę określić ten rok, to będzie 2020 – Polska będzie poza Unią Europejską – uważa Ryszard Schnepf. Co on gada? Czytam zdumiony dalej, bo zapewne pojawiły się jakieś nowe fakty, dające podstawy do takich słów. A dalej jest tylko lepiej – Schnepf powiedział, że działania PiS m.in. związane z wyborem szefa Rady Europejskiej i brakiem poparcia dla Donalda Tuska spowodują, że rząd nie będzie miał szans wynegocjowania dobrego unijnego budżetu dla Polski. Że co? Tusk znów kandyduje? W pół roku Polska opuści Unię? I już wiem, że zostałem złapany na podstęp. Sprawdzam datę zamieszenia tej wiadomości na portalu TVN – 13 marca 2017, mój znajomy wrzucił to 10 maja 2019. To jeden ze znanych sposobów dezinformacji, pozwolić czytelnikowi na pomyłkę, wzbudzić w nim emocje, niech się podgrzeje i sam zacznie w internecie działać w sposób nieracjonalny. Jeden zawodnik na jakiś czas wyeliminowany.

56,1% badanych jednoznacznie deklaruje, że ma zaufanie do treści publikowanych w internecie – to dane z opublikowanego właśnie raportu NASK Państwowego Instytutu Badawczego „Bezpieczne wybory. Badanie opinii o (dez)informacji w sieci”. Ten wynik zatrważa. Oznacza to, że śmiało można mówić o rozbrojeniu polskiego społeczeństwa w wojnie informacyjnej. A może raczej nasze społeczeństwo nigdy uzbrojone nie zostało.

Medialni tubylcy

Eksperci od lat przekonują, że w dzisiejszym świecie niedoceniana jest rola w edukacji rola mediów. Dzieci więcej czasu spędzają przed telewizorem i w internecie niż w szkolnych ławkach, ktoś inny zaczął je kształtować i wpływać na ich wychowanie. System edukacji, nie tylko w Polsce, zdaje się tego nie zauważać. Oczywiście bardzo ważna jest wiedza zdobywana w szkole, nikt nie kwestionuje potrzeby nauczania języka, literatury, logicznego, matematycznego myślenia ale wiedza ta powinna być uzupełniona poprzez naukę dojrzałego odbioru mediów. Wynikiem edukacji medialnej powinny być kompetencje, dzięki którym odbiorca (a także przecież twórca) informacji rozumie stosowane w mediach mechanizmy, potrafi świadomie selekcjonować informacje i bezpiecznie z nich korzystać. Zauważyło to UNESCO, które prowadzi działania na rzecz edukacji medialnej, widząc w niej gwarancję zapewnienia wolności słowa. Dialog między narodami jest możliwy gdy przekaz nie jest zakłócony i zmanipulowany. Wiemy o tym doskonale, codziennie korzystając z mediów i wpadając w zastawiane na nas w nich pułapki. Ale czy potrafimy odróżnić prawdę o fałszu?

Raport NASK pokazuje, że jest z tym spory problem. Przede wszystkim ankietowani nie uważają za stosowne branie na siebie ciężaru przeciwdziałania dezinformacji. Zdaniem badanych w pierwszej kolejności to tzw instytucje państwowe powinny zadbać o ich bezpieczeństwo i czystość przekazu w sieci. Tylko 1,7% ankietowanych uznało, że nikt za nich nie powinien tego robić. Jednocześnie niespełna 30% ankietowanych uznało, że w ciągu 6 miesięcy korzystania z internetu natrafiło na fake newsa. Myślę, że to też zawyżone dane. Biorąc pod uwagę metodologię badania, gdzie należało wybrać spośród wymienionych form dezinformacji tę, z którą miało się kontakt, najwięcej osób kliknęło fake news, bo nie bez przyczyny słowo to było uznane za słowo roku 2017 słownika Collinsa. Każdy je zna ale nie każdy rozpozna.

Fake news? Podaj dalej

Dowodzi tego popularność programu „krowa plus” wśród jednej z teoretycznie najlepiej wykształconych grup społecznych w naszym kraju, czyli nauczycieli. Nikt nie zakwestionuje, że są to ludzie legitymujący się wyższym wykształceniem i posiadający specjalistyczną wiedzę w swoich dziedzinach. Mimo to, bardzo szybko dali sobie wmówić, że rząd ma pieniądze na dopłaty dla każdej krowy w Polsce, a nie ma na podwyżki. Pomogli w tym oczywiście politycy, w dużej mierze świadomie kolportujący nieprawdę (trudno mi uwierzyć by politycy nie wiedzieli skąd pochodzą środki na dopłaty). Zresztą wyniki raportu potwierdzają, że część z internautów świadomie powiela fałszywe treści, przyznało się do tego 8% ankietowanych. A czego zdaniem internautów dotyczą najczęściej działania dezinformacyjne w polskim internecie? Jak czytamy w raporcie, dezinformacja uderza głównie we„frakcję rządowo-patriotyczną”. W tym pojęciu mieści się rząd i instytucje centralne, partie koalicyjne, Kościół katolicki, wizerunek Polski i Polaków. To raczej nie dziwi. Niemal codziennie doświadczamy prób ataku na wartości katolickie czy na instytucje państwowe. Tym przecież jest rozpętanie histerii wokół zatrzymania pani Podleśniej. Dominuje przecież przekaz, że o 6 rano do artystki wtargnęła policja i brutalnie ją przesłuchała zdejmując jej biustonosz. Prawda nie ma szans na przebicie się przez ten rozgardiasz. Okazuje się, że nikt nikogo nie aresztował o 6 rano, i nie ma zasadniczego znaczenia w tej całej historii tęcza na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej. Znaczenie ma to, że pani Podleśna podejrzana jest o wtargnięcie w Wielkanoc do kościoła w Płocku i sprofanowanie Grobu Pańskiego, a zawiadomienie w tej sprawie złożył ksiądz proboszcz. Policja próbowała wezwać wytypowane działaczki na przesłuchanie na komisariat, gdy okazało się to nieskuteczne, policjanci przyszli o 7 rano zaprosić panią osobiście.

Przed kilkoma dniami ukazał się raport amerykańskiej firmy SafeGuard Cyber, zajmującej się bezpieczeństwem cybernetycznym. Raport jest wynikiem badań nad wpływem rosyjskiej dezinformacji na wybory do europarlamentu prowadzonych od listopada 2018 do marca 2019. Wskazuje on jednoznacznie, że Kreml prowadzi aktywną politykę dezinformacji w całej Europie, wspierając i promując ekstremistyczne poglądy i wzmacniając je, by siać niezgodę. Rosja realnie angażuje się w wewnętrzne sprawy państw europejskich. 51,1% polskich internautów właśnie Rosję wskazało jako głównego zainteresowanego działaniami dezinformacyjnymi w Polsce. To nie dziwi. Zastanawia jednak, że 30% nie wie, kto z zewnątrz zainteresowany jest wpływaniem na kształt polskiej polityki. 25,2% wskazało Niemcy a 17,3 USA. Twórcy raportu konkludują, że tzw „rosyjski” kierunek dezinformacji wskazują respondenci uważający, że fake newsy dotyczą w sieci głównie „frakcji opozycyjnej” i mogą wpłynąć na wynik wyborów. Wiedzę o życiu społeczno-politycznym czerpią z telewizji i portali takich jak Facebook i YouTube. Kierunek „niemiecki” i „amerykański” wskazują zaś ci ankietowani, którzy uważają, że dezinformacja w sieci może wpływać na wynik wyborów w naszym kraju. Głównym tematem płynącej z USA i Niemiec dezinformacji jest ich zdaniem wizerunek Polski i Polaków w świecie. Ta część ankietowanych czerpie wiedzę o świecie z mediów drukowanych i czasopism online i są aktywni na Twitterze i Linkedin.

Raport powstał na podstawie badania przeprowadzonego w dniach 29 marca- 5 kwietnia 2019 roku na próbie 1000 osób powyżej 15 roku życia.

WP

Fot. pixabay.com