Siły demokratyczne Białorusi są bliżej niż kiedykolwiek wydania nakazu aresztowania Aleksandra Łukaszenki za porwanie ukraińskich dzieci, powiedziała liderka białoruskiej opozycji  Swietłana Cichanowska. Wcześniej Parlament Europejski poparł jej propozycję i wezwał Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze do wydania nakazu aresztowania Łukaszenki, którego uznano za współwinnego przymusowego wywiezienia ponad 2150 dzieci z okupowanych przez Rosję obwodów Ukrainy na Białoruś , gdzie dzieci poddawane są rusyfikacji i indoktrynacji ideologicznej. Reżim w Mińsku uważa wszelkie oskarżenia za naciągane. Zorganizował nawet wyjazd dyplomatów w odwiedziny do „szczęśliwych” ukraińskich dzieci. Jednak nie wszyscy wyrazili chęć wzięcia udziału w tym przedstawieniu propagandowym.

Ludowy Zarząd Antykryzysowy, na którego czele stoi opozycyjny polityk Paweł Łatuszko, zbiera dowody w sprawie nielegalnego wywozu ukraińskich dzieci na Białoruś. Przekazał już dowody zbrodni wojennych Międzynarodowemu Trybunałowi w Hadze. Oprócz Łukaszenki w dokumentach wymienia się także Aleksieja Tałaja (szef fundacji, pozycjonującej się jako organizacja charytatywna), Dmitrija Miezencewa (były ambasador Rosji na Białorusi, sekretarza Państwa Związkowego jako wykonawcy decyzji Łukaszenki o porywaniu dzieci), Iwan Holowaty (dyrektor generalny przedsiębiorstwa Białoruśkali, finansujący wywóz dzieci), Olga Wolkowa (szefowa Fundacji Delfiny).

Sam Łukaszenka nie widzi żadnego przestępstwa w przyjeździe ukraińskich dzieci na Białoruś, a wszelkie stawiane mu zarzuty uważa za naciągane. „Planowaliśmy i planujemy! Dzieci nie są niczemu winne. Uzgodniliśmy z Putinem, że te wyjazdy będziemy finansować z unijnego budżetu” – mówił w sierpniu Łukaszenka dodając, że jego celem jest niedopuszczenie do wywożenia tych dzieci na Zachód, gdzie dzieci są rozczłonkowywane i pobierane są ich narządy w celu ratowania życia bogatych ludzi. Nawiasem mówiąc, narracja ta jest stale rozpowszechniana przez białoruską propagandę.  

W związku z tym, że temat wywozu ukraińskich dzieci na Białoruś jest stale poruszany na platformach międzynarodowych, białoruskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych otrzymało zadanie odeprzeć wszelkie oskarżenia. A najważniejsze, żeby usprawiedliwić Łukaszenkę w oczach społeczności międzynarodowej, bo on najwyraźniej nie chce jechać do Hagi.

Białoruski MSZ zdecydował się wykorzystać jedyne dostępne im narzędzie, jakim jest praca z zagranicznymi dyplomatami akredytowanymi na Białorusi. Najpierw wezwano ambasadorów do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie próbowano wszystko wyjaśnić w sprawie ukraińskich dzieci, a następnie postanowiono zorganizować wzorową wycieczkę do Nowopołocka, do jednego z sanatoriów, w których obecnie przebywają dzieci z Lisiczańska i Siewierodoniecka.

Europejscy dyplomaci odmówili udziału w tym  przedstawieniu, a także wyrazili zdziwienie faktem, że przedstawiciele Ambasady Ukrainy na Białorusi, jako najbardziej zainteresowani, nie zostali zaproszeni na wyjazd. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Białorusi dostrzegło w decyzji dyplomatów europejskich dowody na „polityczny charakter plotek i spekulacji” na temat przymusowego wywozu dzieci i po raz kolejny przypomniało, że dzieci z Ukrainy wjeżdżają i opuszczają Białoruś legalnie, posiadając wszystkie niezbędne dokumenty w ręku.”

W rezultacie zapoznać się z warunkami, w jakich ponad 40 dzieci z DRL i LRL przechodzi rehabilitację na Białorusi, przyjechali dyplomaci z Zimbabwe, Indii, Chin, Palestyny, Rosji, Syrii – tych krajów, które w zasadzie nie mają pytań do władz białoruskich, w tym także w sprawie ukraińskich dzieci. Ich retoryka po tym wyjeździe była właściwa: dzieci są zdrowe, nakarmione, energiczne i wesołe, a my nie rozumiemy skarg na władze białoruskie.

Tymczasem wiele wskazuje na to, że dla ukraińskich dzieci w białoruskich obozach organizowane są koncerty i inne wydarzenia, w których prorządowi białoruscy działacze szerzą nienawiść do Ukrainy i chcą, aby Rosja „przejęła nad nią kontrolę”. Nie jest to pokazywane w białoruskiej propagandzie, raczej w centrum uwagi jest „spokojne niebo nad głową”.

Szef Białoruskiego Czerwonego Krzyża Dmitrij Szewcow już padł ofiarą nielegalnego wywozu ukraińskich dzieci. Podczas podróży na okupowane terytoria wschodniej Ukrainy zauważył, że jego organizacja angażowała się także w przyjazd dzieci na Białoruś. Strona ukraińska zareagowała natychmiast: wezwała Międzynarodowy Trybunał Karny do wydania nakazu aresztowania Szewcowa, a Międzynarodową Federację Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca do wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Organizacja Międzynarodowa uznała, że ​​nie ma wystarczających dowodów winy Szewcowa, mimo to zdecydowała się pozbyć odrażającego pracownika. Władzom białoruskim postawiono ultimatum: jeśli Szewcow pozostanie na swoim stanowisku, wówczas członkostwo Białoruskiego Czerwonego Krzyża w organach międzynarodowych zostaną zawieszone, a finansowanie wstrzymane. Strona białoruska stoi przed trudnym wyborem: albo zdradzić swojego zwolennika, albo stracić poparcie jednej z najbardziej lojalnych wobec reżimu organizacji międzynarodowych, której przedstawiciele od lat uparcie „nie zauważają” tortur i morderstw w białoruskich więzieniach.

Patrząc na rozwój wydarzeń wokół deportacji ukraińskich dzieci na Białoruś i reakcję społeczności międzynarodowej na ten fakt, można zgodzić się ze Swietłaną Cichanowską, że dziś siły demokratyczne Białorusi są bliżej niż kiedykolwiek wydania nakazu aresztowania Łukaszenki. Do tej pory nie udało się go postawić przed wymiarem sprawiedliwości za zbrodnie wobec Białorusinów, ale w sytuacji dzieci ukraińskich istnieje już precedens, jest nim wydanie nakazu aresztowania Władimira Putina, którego Łukaszenka wspiera w wojnie z Ukrainą oraz w zbrodniach wojskowych i humanitarnych.

OS