Źródło: https://kurierlubelski.pl

To, co się tutaj dzieje, to pogwałcenie polskiego prawa — powiedział polskim dziennikarzom rosyjski ambasador Siergiej Andriejew, tuż po incydencie, gdy został oblany czerwoną substancją przed Cmentarzem Żołnierzy Radzieckich w Warszawie. Ambasador przybył w to miejsce, by uczcić zakończenie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. II wojna światowa, jak dobrze pamiętamy z historii, zaczęła się 1 września 1939 roku, a zakończyła 8 maja 1945 roku. Wielka Wojna Ojczyźniana natomiast trwała od 22 czerwca 1941 roku do 9 maja 1945 roku. We współczesnej historiografii rosyjskiej, podobnie jak w sowieckej, w 1939 roku nic szczególnego się nie wydarzyło.

Wróćmy do ambasadora. Dziennikarze zapytali go przy okazji o popełnione przez rosyjskich żołnierzy zbrodnie w Buczy. Rosyjski dyplomata odpowiedział, że Bucza, tak samo jak Wyspa Węży i szpital położniczy w Mariupolu, to była inscenizacja i prowokacja ukraińskich służb. Ponadto dodał, że jest dumny ze swojego prezydenta, a Rosja nigdy nie przegrywa wojen.

To bardzo ważne stwierdzenia, z których wyczytać można, że ambasador Federacji Rosyjskiej był pilnym uczniem na zajęciach z propagandy i dezinformacji. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na fakt powołania się przez niego na przepisy prawa. W podobnym tonie wypowiadali się liczni komentatorzy wydarzeń sprzed kilku dni. Przeważa pogląd, że oto pogwałcone zostały liczne paragrafy prawa polskiego i międzynarodowego.

Byłbym skłonny przyznać rację, gdyby nie fakt, że mimo świetnej znajomości prawa międzynarodowego (ale także krajowego) trudno uznać, że Rosja jest tego prawa gwarantem. Wręcz przeciwnie, powoływanie się przez nią na jakiekolwiek paragrafy powoduje, że mimo iż wydaje się, że Rosja zna język prawa, to jest to jednak dla niej język obcy, w którym mocno czuć rosyjski akcent. Zatem jak można z troską pochylać się nad zawodzeniem rosyjskiego dyplomaty o łamaniu prawa, skoro reprezentuje on kraj, które prawo ma za nic, jeśli nie może jego przepisów użyć we własnych interesach.

Drugim ważnym stwierdzeniem, które padło z ust rosyjskiego ambasadora, było to, że Bucza i atak na szpital w Mariupolu były inscenizacjami. Przede wszystkim to ewidentne kłamstwo, które w XXI wieku nie jest trudne do udowodnienia. I proszę zwrócić uwagę, że ewidentne kłamstwa rosyjskich dyplomatów już nawet nikogo nie dziwią, zaskakiwać może jedynie cynizm, z jakim są one wypowiadane. Świat przywykł, że Rosja łże. Dziwi natomiast skala brutalności, z jaką żołnierze w rosyjskich mundurach obchodzą się z ludnością cywilną. Tego, wydaje się, nikt w obecnych czasach już się nie spodziewał. Nikt, kto nie zna historii Rosji.

Zatem warto pamiętać, że Ruski Mir budowany jest na fałszywych mitach, w które brutalność wpisana była od pierwszych chwil ich wykuwania, i jest wciąż gwarantem ich trwania. Nie ma czegoś takiego jak Rosja. Moskwa, której historycznym „sercem” były ziemie Włodzimierza i Suzdalu, przez stulecia wchodziła w skład Złotej Ordy, jako jedna z peryferyjnych dzielnic. Nazwę przejęła Rosja z Wielkiego Księstwa Kijowskiego, z Rusi, do której dziś rości sobie pretensje, ale to nie jest jej historyczna tożsamość. I widzimy to doskonale dzisiaj, gdy potomkowie poddanych Złotej Ordy wkraczają do miast historycznej Rusi, zachowując się dokładnie tak, jak Mongołowie obchodzili się z ich przodkami. Jeśli możemy mówić o „pamięci genetycznej” narodów, to ta pamięć w Rosji, w kolejnych wiekach objawiała się właśnie w brutalności, nadużywaniu władzy, która nie liczy się z życiem poddanych i wszechobecnej korupcji, która pozwala budować bajeczne majątki jednostkom, uciskającym resztę ludu.

To jest Ruski Mir i takie są jego korzenie. Miejmy nadzieję, że wreszcie uda mu się stawić opór.

Wojciech Pokora

Fot. screen YouTube