Tragiczne wydarzenia, do których doszło 15 lutego w Przewodowie w województwie lubelskim, stanowiły wstrząs dla polskiego społeczeństwa. Jednocześnie dały dobrą pożywkę dla spekulacji, dezinformacji i rosyjskiej propagandy. Można było to zauważyć zwłaszcza w mediach społecznościowych, gdzie pojawił się cały szereg narracji dezorientujących, nie mających pokrycia w faktach. Analizując treści, można podzielić je na kilka zasadniczych grup.

Pierwsza z nich wyolbrzymiała zagrożenia związane z uderzeniem rakiety po polskiej stronie granicy. Można było przeczytać wpisy o: „przyłączeniu się Polski do wojny”, „interwencji Polski na Ukrainie” „wybuchu trzeciej wojny światowej”. Miały one początek w zaniepokojeniu zwykłych ludzi wydarzeniami, ale dość szybko treści takie zostały podchwycone już intencjonalnie w celach dezinformacyjnych. Wkrótce można było więc spotkać w Internecie fałszywe informacje o „ogłoszeniu mobilizacji”, „koncentracji polskiej armii na granicy z Ukrainą”, startu polskich myśliwców z Tomaszowa Lubelskiego (w którym nie ma lotniska), mieszające art. 4 i 5 traktatu o NATO. Ten pierwszy artykuł – nad użyciem którego zastanawiała się Polska – dotyczy konsultacji w gronie państw członkowskich w razie zagrożenia bezpieczeństwa, ten drugi dotyczył zbrojnej napaści na jeden z krajów Sojuszu. Celem takich wiadomości było wywołanie paniki i rozbudzenie silnych emocji. Można przypuszczać, że miały one w konsekwencji prowadzić do zmniejszenia poparcia dla pomocy Ukrainie w polskim społeczeństwie. Wpisywało się to bowiem dobrze w rosyjską narrację, która obarczała NATO, w tym Polskę, winą za wojnę w Ukrainie. Kreml od dawna używał groźby wybuchu konfliktu światowego jako straszaka mającego skłonić kraje Zachodu do zaprzestania wspierania Kijowa i skłonienia go do przyjęcia rosyjskich warunków.

Treści tego typu pojawiały się zwłaszcza w pierwszym okresie po wybuchu w Przewodowie. Po oficjalnym ogłoszeniu przez polskie władze, iż na miejscowość spadła najprawdopodobniej ukraińska rakieta obrony przeciwlotniczej, dezinformacyjna akcja przeszła w kierunku twierdzenia, iż całe wydarzenie miało charakter intencjonalny i stanowiło ukraińską prowokację. Celem tej prowokacji miało być zwiększenie w polskim społeczeństwie nastrojów antyrosyjskich i przyśpieszenie dostaw zachodniej broni na Ukrainę. Warto zauważyć, że podobny przekaz często pojawia się w rosyjskiej przestrzeni publicznej. W tym samym duchu wypowiedział się również Alaksandr Łukaszenka, który powiedział, że „nikt nie zadaje podstawowego pytania: dlaczego ta wściekła rakieta wystrzelona przez ukraińskie wojsko zawróciła i poleciała w przeciwnym kierunku”. W narracji tej brakuje natomiast absolutnie informacji, że zachodnia Ukraina znajdowała się wówczas pod silnym rosyjskim atakiem rakietowym, zagrażającym podstawowej infrastrukturze krytycznej. W sumie kilkanaście pocisków atakowało Lwów i okolice. Były to w większej części rakiety manewrujące, lecące stosunkowo nisko i poruszające się nie po linii prostej, ale po skomplikowanym torze, mającym zmylić obronę przeciwlotniczą. Rakiety takie potrafią skręcać i zmieniać kierunek poruszania się. Nie musiały więc w danym momencie lecieć ze wschodu na zachód, ale na przykład w pobliżu polsko-ukraińskiej granicy, zwłaszcza, że Rosjanie wystrzeliwują takie pociski również z północy – z terytorium Białorusi czy znad jej obszaru. Ukraińska obrona musiałaby więc strzelać do takich rakiet na zachód, czyli w kierunku Polski.

Kolejną linią narracji stanowi obarczanie całkowitą winą za eksplozję wyłącznie Ukrainy. Dotyczy to nie tylko winy bezpośredniej (czyli wystrzelenia konkretnego pocisku), ale także moralnej. Nie wspomina się natomiast w ogóle o rosyjskiej inwazji na Ukrainę i prowadzeniu przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej intencjonalnego terrorystycznego ostrzału, skierowanego przeciw ludności cywilnej. Z wypowiedzi władz polskich, kierownictwa NATO oraz rządów krajów członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz Unii Europejskiej wynika natomiast jednoznacznie, że niezależnie od ostatecznych wyników śledztwa winę moralną i polityczną ponosi Rosja, jako państwo-agresor. Bez inwazji na Ukrainę i ataków rakietowych na cele cywilne oraz infrastrukturę krytyczną nie doszłoby do tragicznych wydarzeń w powiecie hrubieszowskim.

Jako konsekwencję takiej narracji można wskazać budowanie nienawiści wobec ukraińskich uchodźców oraz wzmożone przywoływanie pamięci rzezi wołyńskiej jako zbrodni, której waga uniemożliwia jakiekolwiek bliższe związki polsko-ukraińskie. Jak zauważył portal „Demagog”, w mediach społecznościowych pojawiła się nawet rzekoma okładka znanego francuskiego tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo”, na której wybuch w Przewodowie określono mianem „Masakry Wołyńskiej 2.0”. Okładka ta została sfałszowana – w rzeczywistości przywoływany numer francuskiego pisma miał zupełnie inną. Należy zakładać, że celem jej pojawienia się było zwiększenie skojarzeń na linii: zbrodnia wołyńska – Ukraina – zagrożenie dla Polski. Miało to nie tylko doprowadzić do wzrostu w naszym kraju nastrojów antyukraińskich, ale także przyczynić się do choć częściowego zdjęcia z Rosji odium największego niebezpieczeństwa dla Rzeczpospolitej i jej obywateli.

Wreszcie kolejną grupę stanowiła ta podważająca na podstawie wydarzeń z Przewodowa zdolności państwa do zapewnienia bezpieczeństwa polskiemu społeczeństwu. Silnie krytykowane były nie tylko możliwości obrony przeciwlotniczej czy zachowanie najwyższych czynników cywilnych i wojskowych, ale także polskie wojsko ogólnie i istniejący system sojuszy, zwłaszcza NATO. Podobnie jak pierwsza z wymienionych grup miało to początkowo źródło w odczuciach części społeczeństwa, jednak zostało szybko podchwycone przez środowiska prorosyjskie i rosyjską dezinformację. Odpowiadało to bowiem idealnie kolejnej z prezentowanej przez nią na całym Zachodzie linii: podważania elementarnego zaufania do rządów i sojuszy. Jednym z zasadniczych celów kremlowskiej propagandy jest osłabianie krajów Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego – traktowanych jako potencjalny przeciwnik – poprzez szerzenie w nich chaosu i prowokowanie destabilizacji. Wbrew tłumaczeniom ekspertów z dziedziny wojskowości, że w istniejącej sytuacji nie było praktycznie możliwości zestrzelenia przez Polaków tej rakiety, a cała sprawa nie świadczy o klęsce polskiej obrony przeciwlotniczej, tego typu narrację podchwyciły osoby, których absolutnie nie da się skojarzyć z opcją prorosyjską.  

Zmniejszaniu zaufania do oficjalnych komunikatów mogą służyć też zresztą teorie i spekulacje, które intencjonalnie miały mieć charakter antyrosyjski. Dotyczy to choćby szeroko rozpowszechnionej teorii, że w Polskę w rzeczywistości uderzyła rakieta rosyjska, w której ustawienia błędnie wpisano długość geograficzną Kijowa i szerokość geograficzną Lwowa. Jak wyjaśniają jednak eksperci wojskowi, praktycznie taka rakieta nie mogłaby polecieć nigdzie.  W sieci pojawiła się też inna teoria, według której na Przewodów spadła rakieta wystrzelona przez Rosjan, natomiast polskie władze ogłosiły, iż należała ona prawdopodobnie do ukraińskiej obrony. Miało to się rzekomo stać pod wpływem prezydenta USA, który chciał w ten sposób uniknąć bezpośredniej konfrontacji NATO z Rosją. Wbrew intencjom autorów rozpowszechnianie takich teorii może służyć długofalowym celom rosyjskiej propagandy, jakimi jest tworzenie jak największej liczby – nawet sprzecznych ze sobą – teorii spiskowych, co ma spotęgować chaos informacyjny i zburzyć zaufanie do państwa. Podobną rolę pełni również rozpowszechnianie innych teorii spiskowych, jak na przykład, że cała sprawa eksplozji była sfabrykowana. Jako jedyny argument za jej prawdziwością przedstawiano mało zniszczone opony traktora, uwiecznionego na zdjęciach z miejsca zdarzenia.  

Oczywiście nie wszystkie tego typu wiadomości, które pojawiły się w Internecie, stanowią bezpośredni wytwór osób związanych z rosyjską propagandą. Jednak, jak zauważyły wszystkie organizacje monitorujące odziaływania rosyjskiej propagandy, eksplozja w Przewodowie przyniosła wprost lawinowy wzrost aktywności prorosyjskich kont w portalach społecznościowych. Natychmiast uaktywniły się trollkonta i boty, zasypując Internet treściami potęgującymi strach odbiorców, siejącymi panikę, wykorzystującymi lęk do kreowania nienawiści wobec Ukrainy i jej obywateli oraz budujących narrację o słabości państwa polskiego, które ma nie potrafić zapewnić zwykłym obywatelom bezpieczeństwa. Wydarzenia w Przewodowie zostały przez uznane na tyle „atrakcyjne” dla rosyjskiej propagandy, że uruchomiono nawet długofalowo budowane operacje, grożąc ich spaleniem.

Przykładem takiego działania może być sprawa profilu facebookowego, podszywającego się pod przewodniczącego Rady Miasta Lublin, którą opisuje Wojciech Pokora w „Kurierze Lubelskim”. Konto to zostało założone w styczniu 2021 roku. Dla jego uwiarygodnienia co jakiś czas pojawiały się neutralne wpisy, a po lutym 2022 roku na zdjęciu profilowym znalazła się nakładka z ukraińską flagą. Jednak pod tymi wpisami brakowało jakichkolwiek reakcji – polubień czy komentarzy. Faktyczne uaktywnienie konta nastąpiło dopiero po tragedii w Przewodowie, gdy pojawił się na nim tekst, sugerujący, że cała sprawa jest ukraińską prowokacją. Wpis ten został bardzo szeroko rozpowszechniony. Pokazuje to nie tylko metody prorosyjskiej propagandy, działającej długofalowo i starającej się w sposób przemyślany budować „wiarygodność” fałszywego przekazu. Na tym przykładzie widać też, że należy przyglądać się uważnie treściom pozornie dystrybuowanym przez osoby publiczne.

W podobnej sytuacji jak związana z tragedią w Przewodowie najważniejsze jest niewpadanie w panikę, nieuleganie gwałtownym emocjom, zachowanie spokoju i zaufanie wyłącznie sprawdzonym informacjom. A te ostatnie w tym przypadku mogą pochodzić tylko z oficjalnych źródeł, które jako jedyne mają dostęp do wyników prowadzonego śledztwa. Wszystkie inne mogą okazać się nieprawdziwe i zwiększać dezorientujący chaos informacyjny, będący na rękę Rosji, nawet jeśli ich autorom chodziło o coś wręcz przeciwnego.

MaTo