Jednym z wiodących motywów rosyjskiej dezinformacji skierowanej przeciwko Polsce jest przekaz mówiący o rzekomych planach naszego kraju okupacji zachodniej części Ukrainy. Kolejny przykład takich insynuacji pojawił się niedawno w angielsko-, a nawet polskojęzycznym Internecie. Jest to nie tylko ewidentny fake news, ale i bardzo nieudolnie skrojony.

Chodzi o mapę przedstawiający rzekomy „plan wkroczenia polskich sił pokojowych na terytorium Ukrainy”, pod którą drukowanymi literami widnieje adnotacja „Minister Obrony Narodowej M. Błaszczak”, co ma sugerować, że jest to „oficjalny” dokument. O tym, iż jest to fake – i to najprawdopodobniej wyprodukowany przez Rosjan – świadczy już pobieżna analiza samej mapy. Fałszerstwo widać już choćby po samym tytule mapy, który brzmi „Plan wkroczenia sił pokojowich na terytorium Ukrainy”. Użycie w słowie „pokojowych” litery „i” zamiast „y” może być wprawdzie zwykłą literówką, ale zaskakująco zbieżną z tendencjami występującymi w języku rosyjskim. Tezę jakoby źródłem tego błędu była raczej rosyjska nieumiejętność w posługiwaniu się językiem polskim, niż zwykła pomyłka drukarska, popiera kolejna identyczna zamiana dwóch tych samych liter, tym razem w angielskiej nazwie Zhytomyr Oblast.

Jeszcze bardziej podejrzane jest użycie nazw angielskich na określenie części i miast Ukrainy. W prawdziwej polskiej mapie mielibyśmy do czynienia z obwodem rówieńskim a nie Rivne Oblast, obwodem wołyńskim a nie Volyn Oblast, Lwowem a nie miastem Lviv. Prawdopodobnie nazwy angielskie były po prostu łatwiejsze do wygooglowania przez rosyjskiego – zapewne – twórcę mapy niż polskie. Poza tym wskazuje to wyraźnie na finalnego odbiorcę rzekomej „mapy”, jakim miał być anglojęzyczny internauta.

Jeszcze większe zamieszanie pojawia się przy określeniu nazw geograficznych na terenie Polski. O ile województwo lubelskie nazwane jest po polsku, o tyle już województwo podkarpackie po angielsku – Subcarpathia. Mapę ewidentnie sporządzał więc ktoś, kto nie znał dobrze polskiego i naszych zwyczajów językowych. W dodatku był w tym niekonsekwentny, tworząc językowy miszmasz, co w oficjalnych dokumentach absolutnie nie może mieć miejsca.

Należy też zwrócić uwagę na „finezję” operacyjną posunięć wojskowych uwidocznionych na mapie. Zamiast skomplikowanych manewrów przewidzianych w podręcznikach wojskowych i taktyce NATO mamy prosty rajd właściwie po jednej drodze, plus prawdopodobnie desanty wojsk powietrznodesantowych w kluczowych miastach. Nie pasuje to do doktryny działania armii zachodnich, w tym polskiej. Jest za to zaskakująco zbieżne z rosyjską doktryną interwencji w „państwach upadłych”. Jak z przekąsem zauważył podpułkownik rezerwy Maciej Korowaj, były wieloletni oficer Służby Wywiadu Wojskowego, zajmujący się armiami naszych wschodnich sąsiadów, sposób planowania operacji jest żywcem wyjęty z rosyjskiego podręcznika, zapewne po to, żeby był łatwiej zrozumiały przez Rosjan. W dodatku zgodnie z tymi „planami” do zajęcia niemal całej Zachodniej Ukrainy przewidziano 3 polskie brygady, czyli 9-15 tysięcy żołnierzy, co przy mogącej się temu przeciwstawić armii ukraińskiej – według szacunków liczącej około 750 tysięcy żołnierzy – jest wartością śmieszną i kolejnym argumentem za kompletną fałszywością mapy.

Należy też zwrócić uwagę na strzałki biegnące na Ukrainą z Białorusi. Czyżby autorzy mapy sugerowali, że polskie siły pokojowe zajmą Wołyń we współdziałaniu z reżimem Łukaszenki, który jednocześnie prowadzi wojnę hybrydową przeciwko naszemu krajowi? Wzbudziło to sarkastyczne uwagi w polskim Internecie, iż była to pierwotnie mapa przedstawiająca agresję z terenu Białorusi na Ukrainę i po zmianie jej przeznaczenia ktoś zapomniał wymazać strzałki.

Jak już wspomniano we wstępie, treści oskarżające Polskę o chęć wprowadzenia armii na Zachodnią Ukrainę stanowią jeden z istotnych rosyjskiej propagandy. Poza wyprodukowanymi w Moskwie fake newsami, które wielokrotnie dementowaliśmy na tym portalu (https://www.stopfake.org/pl/polski-lwow-tylko-w-rosyjskim-umysle, https://www.stopfake.org/pl/fake-zelenski-ma-scedowac-lwow-polsce ) żadne znaki na niebie i ziemi nie świadczą, aby miało to choć trochę wspólnego rzeczywistością. Zaś niepodważanym argumentem negującym absolutnie jakiekolwiek chęci „polskiej interwencji” jest to, że nasz kraj jest po USA największym dostarczycielem uzbrojenia do Ukrainy.

Żadnym zaskoczeniem nie jest, że mapa ta pojawiła się równocześnie z kolejnym ukazaniem się w rosyjskich mediach (m.in. Radio Sputnik, Gazieta.ru) artykułów oskarżających Polskę o chęć zajęcia Lwowa. Wskazuje to wyraźnie, iż pojawienie się omawianej tu mapy stanowi część zorganizowanej w Moskwie kampanii dezinformacyjnej. Symptomatyczne jest także, że tego typu treści pojawiają się przede wszystkim w sytuacji, gdy położenie armii rosyjskiej na wojnie z Ukrainą robi się trudne. A obecnie armia ukraińska coraz mocniej naciska wyczerpujące się siły rosyjskie na tym na froncie zaporoskim.W tym przypadku więc tonący nie chwyta się brzytwy, a wyjątkowo koślawo podrobionej fałszywej mapy.

MT