Twierdzenie zawarte w tytule może wydawać się kontrowersyjne. Obserwowane bowiem od lat w Federacji Rosyjskiej procesy: „betonowanie” systemu autorytarnego przez Władimira Putina, systemowe naruszanie praw człowieka i swobód obywatelskich czy nielegalna i barbarzyńska wojna prowadzona przeciw Ukrainie od 2014 r. są przykładem tego, iż Kreml nie ma i nie może mieć nic wspólnego z takim pojęciem jak „demokratyzacja”. Jednakże, obserwując współczesny internet i lawinowy w nim przyrost dezinformacji tworzonej i rezonowanej przez (pro)rosyjskich agentów wpływu i (nie)świadomych tego faktu internautów, należy zauważyć, iż Kreml i jego propagandowa maszyna od lat skutecznie demokratyzuje dezinformację, zawłaszczając tym samym internet dla swoich niedemokratycznych celów. 

Żyjemy w czasach demokratyzacji niemal wszystkich aspektów życia prywatnego i społecznego. Demokracja jest już nie tylko bowiem systemem politycznym, ale także stylem życia. Mamy do czynienia ze zdemokratyzowaną kulturą, zdemokratyzowaną za sprawą technologii wolnością wypowiedzi (m.in. efekt i zarazem syndrom Facebooka). Na naszych oczach zmaterializowała się „futurystyczna fraza” o wolności wypowiedzi „ponad granicami” i „bez ingerencji władz publicznych” (pochodząca z traktatów z zakresu ochrony praw człowieka); przy czym wolność informacyjna urzeczywistniana jest w społeczeństwach demokratycznych, bo w autorytarnych nie może być o niej mowy, jak i o wolności mediów. Niestety, pluralistyczne społeczeństwa stały się ofiarami dezinformacji á la Kreml, dostępnej na wyciągnięcie ręki i w trybie 24/7. Dezinformacja i propaganda stały się ona naszą codzienną trucizną, toksyczną dla ciała (vide infodemia COVID-19) i umysłów.  

Obecny w dyskursie język nienawiści wraz z dezinformacją przybrał formę zjawiska propagandy polaryzacyjnej i dehumanizującej na niespotykaną skalę od czasów zakończenia II wojny światowej. Wprawdzie takie kategorie jak „informacja”,  „dostęp do informacji” i „media” mogą stać (i stawały) się „bronią” w każdym momencie historycznym, jednakże demokratyzacja wolności wypowiedzi i komercjalizacja technologii cyfrowych sprawiły, iż kategorie te zostały obecnie uzbrojone niezwykle skutecznie. W cyberprzestrzeni od lat toczy się wojna informacyjna, której obliczem jest walka o „rząd dusz i umysłów” obywateli demokratycznych społeczeństw, a Kreml stał się jej głównym inspiratorem, sprawcą i konsekwentnym kontynuatorem.

Rosja ma długą tradycję tworzenia i dystrybucji dezinformacji, której strategia zawsze była tworzona dwutorowo, tj. „jako wprowadzanie w błąd” i „jako wywieranie wpływu”. To Rosja carska stała się „matką” – generatorem dezinformacji, lecz przez wiele lat, stosując zresztą dezinformację, konsekwentnie podtrzymywała tezę o francuskim pochodzeniu tego terminu. Kluczową rolę w realizacji technik dezinformacyjnych pełniły i nadal pełnią służby specjalne, głównie z powodu posiadania informacji niezbędnych do formułowania strategicznych celów i zadań polityki Kremla, typowania zewnętrznych operatorów rosyjskiej dezinformacji i ich niejawnego finansowania. 

W przeciwieństwie do czasów zimnej wojny, kiedy Rosjanie w dużej mierze popierali grupy lewicowe, obecnie od lat popierają oni jednocześnie i ruchy skrajnie lewicowe, i skrajnie prawicowe, zielonych, antyglobalistów, ale i elity finansowe. Bo celem jest zaostrzenie podziałów i stworzenie kabiny pogłosowej dla poparcia Kremla.  

Żyjemy w czasach demokratyzacji dezinformacji i „złotym wieku” propagandy cyfrowej, bo przykładowo, na początku marca 2022 r., a więc tydzień po kolejnej napaści Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, w jednym dniu i tylko w Polsce, odnotowano ponad 120 tysięcy prób dezinformacji w przestrzeni internetu oraz serwisów społecznościowych. Był to kolejny dzienny wzrost incydentów na poziomie 20000 proc. (podaję za Instytutem Badań Internetu i Mediów Społecznościowych). Trwające od lat globalizacja, informatyzacja i technologizacja umożliwiły zaistnienie w dynamicznie rozwijającym się tanim, szybkim i coraz bardziej inkluzyjnym internecie każdego, kto chce uczestniczyć w masowym procesie otrzymywania danych i informacji, ale i każdego, kto chce je współtworzyć i dystrybuować. 

Od co najmniej 2013 r. w cyberprzestrzeni rozrasta się rosyjska potężna armia botów, trolli i innych „pożytecznych idiotów”, których zadaniem był i jest kolportaż plotek, dezinformacji, złośliwych informacji i spiskowych narracji na niemal każdy temat. Kreml, zdaniem ekspertów z  grupy zadaniowej East StratCom działającej w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, stale zwiększał budżet na tego rodzaju armię. Szacuje się, iż właśnie w 2013 r. na trolling i botting przeznaczanych było ponad milion dolarów miesięcznie. Budżet na różnego rodzaju operacje informacyjne obejmował m.in. utworzenie i działalność fabryk trolli, w tym najsłynniejszej z Sankt Petersburgu, którą nazwano – w orwellowskim stylu – Agencją ds. Badań Internetowych. 

Agencja to organizacja realizująca masową propagandę w serwisach społecznościowych, m.in. w sieci YouTube, VKontakte, Facebook, Twitter i Instagram, której podstawowym celem działalności jest wpływ na opinię publiczną, we współpracy z armią tłumaczy oraz rozpowszechnianie treści – w różnych językach krajowych – zgodnych z rosyjską polityką i ideologią. Celem mierzalnym jej funkcjonowania m być zmiana opinii na temat Federacji Rosyjskiej i jej polityki w taki sposób, aby na jedną negatywną opinię przypadały co najmniej trzy pozytywne. 

Przykładowo, treści opublikowane przez Agencję miały wyświetlić się w 2016 r. aż 126 mln użytkowników w Stanach Zjednoczonych (w roku kampanii wyborczej Donalda Trumpa); w latach 2015 – 2017 reklamy kupione w Sankt Petersburgu miały wyświetlić się 11,4 mln razy. Jednocześnie, działania zapobiegające dalszej dyfuzji wirusa dezinformacji były (i są) podejmowane nieskutecznie przez administratorów portali społecznościowych w ramach tzw. polityki czyszczenia cyberprzestrzeni (usuwania fałszywych kont). Nie poprawiły one w znaczącym stopniu tej destrukcyjnej intoksykacji. Choć liczby są imponujące, bo np. w 2018 r. Facebook usunął ponad 2 miliardy fałszywych kont, Twitter – 70 mln kont podejrzanych o  szerzenie dezinformacji, usunięto także prawie 3 mld wiadomości w formie spamu, to jednak działania należy uznać za działania o charakterze kosmetycznym. A inne, jak np. wyłączenie w marcu 2022 r. przekazu Kremla w postaci blokady emisji RT i Sputnika News (a więc częściowe, sic!) w przestrzeni informacyjnej państw UE nastąpiły zbyt późno. Kremlowska blogosfera, vlogosfera, platformy freelance wciąż są aktywne i dostępne w infosferze państw NATO. Last but not least wciąż brak jest spójnej i długofalowej polityki informacyjnej na szczeblu UE i krajowym państw, a edukacja publiczna w zakresie wzmacniania cyberodporności – chaotyczna i koordynowana głównie rękami aktywistów w ramach edukacji nieformalnej.

Tymczasem, po 2013 r. został rozbudowany cały system kremlowskiego trollingu, do którego włączono agencje internetowe z tysiącami płatnych blogerów, vlogerów i komentatorów; dołączyło do niego wiele medialnych przekaźników w Rosji, na Białorusi, które dzięki płatnym lub usłużnym komentatorom manipulowali i wciąż manipulują opinią publiczną na rzecz Rosji. Stosowane były narzędzia, np.: działalność centrum analitycznego i funduszy specjalnych (np. Russkij Mir) i wielojęzycznych stacji telewizyjnych (np. RT, RIA Novosti), prorządowych pseudoagencji informacyjnych, płatnych blogerów i kontrolowanych przez Rosję grup hakerskich (ataki cybernetyczne APT28 i APT29). Działały w tej propagandowej maszynie również oficjalne organizacje (Rossotrudnichestvo), transgraniczne grupy społeczne i religijne (dzięki którym reżim Putina przedstawia się jako jedyny obrońca tradycyjnych wartości chrześcijańskich), serwisy społecznościowe i automatyka informatyczna. 

W 2019 r. Institute for Strategic Dialogue w Londynie odkrył szereg cyfrowych kampanii wpływu na wybory europejskie przez tzw. połączenie map mediów społecznościowych, tajnych raportów online i przez monitorowanie mediów. Zauważono, iż podmioty niepaństwowe, od skrajnie prawicowych bojówek internetowych po partie populistyczne przejmowały narracje kremlowskie (tzw. „poradnik Putina” – „Putin Playbook”) stosując mechanizmy automatycznego wpływu. Promowano w cyberprzestrzeni tzw. konkurencyjną narrację, w której promowano „wojny kulturowe” wokół takich kwestii, jak migracja, muzułmanie w Europie, tradycyjna rodzina versus wartości postępowe oraz zaprzeczania zmianom klimatycznym. Rozpowszechniano za pośrednictwem automatycznych i  fałszywych kont wypowiedzi antysemickie, mizoginiczne i rasistowskie oraz używano ich jako „broń informacyjną”. Logika polaryzacji w systemach demokratycznych jest dość prosta, rozpowszechniany jest bowiem każdy problem społeczny, polityczny lub gospodarczy, który ma potencjał konfliktogenny.

Od blisko dekady mamy do czynienia z zaangażowaniem propagandy rosyjskiej w kampanie  wyborcze w państwach UE, brexitową w 2016 r. (raport  Komitetu Izby Gmin ds. Cyfryzacji, Kultury, Mediów i Sportu z 2019 r.) i wyborczą Donalda Trumpa w 2016 r. (tzw. raport Roberta Muellera), protesty „żółtych kamizelek” we Francji w 2018 r., debatę na temat kryzysu migracyjnego w Europie po 2015 r., mieliśmy też do czynienia z zaangażowaniem agentów wpływu w czasie infodemii COVID-19.

Wymienione przykłady należy rozpatrywać również pod kątem wykorzystywania w celach dezinformacyjnych narzędzi czarnorynkowej infrastruktury portali społecznościowych (np. fałszywe konta, automatyczna weryfikacja, platformy wymiany lajków czy złośliwe oprogramowanie). W cyberprzestrzeni mamy już potężną pajęczynę – będącą dziełem Kremla – fałszywych kont wspieranych sztuczną inteligencją, z których w czasie infodemii COVID-19 rozpowszechniano narracje antycovidowe i antyszczepionkowe, po 24 lutego 2022 r. –  antyukraińskie; zaś przed pandemią – antyunijne, antyislamskie i antyuchodźcze. Współodpowiedzialnymi za ich dyfuzję byli również zarówno zwykli internauci bez wyrazistych poglądów politycznych, wystarczającej wiedzy na temat zachodzących w świecie zjawisk, a będący zakładnikami własnych wyobrażeń i stereotypów, jak i internauci o wyrazistych poglądach z grup (kabin pogłosowych) skrajnie prawicowych (alt-rigt). Narracje promujące sceptycyzm szczepionkowy, niechęć i wrogość do uchodźców, UE czy Ukraińców pokrywały się z proponowanymi przez Rosję motywami przewodnimi dezinformacji. Od kilku lat Centrum Eksperckiego NATO ds. Komunikacji Strategicznej przestrzega przed przekazem podobnym do przekazu „patriotycznego” obecnego na wielu platformach internetowych. 

Rosyjska dezinformacja posługuje się co najmniej kilkoma matrycami oddziaływania służącymi tworzeniu jej tematów przewodnich, m.in.: semicką, geopolityczną, spiskową (w której podważana jest wiarygodność instytucji demokratycznych i naukowych), ukraińską, religijną (według logiki podziału pomiędzy „zepsutą” Europą Zachodnią a konserwatywnym Wschodem), słowianofilską, euroazjatycką (gdzie liberalizm jest ostatnią ideologią totalitarną, której przeciwstawia się antyliberalna Rosja) i suwerennościową (według której sojusze nie są potrzebne i  podważana jest zasadność Unii Europejskiej).

Rosyjska walka informacyjna z instytucjami demokratycznymi w państwach NATO i UE odbywa się niezwykle ofensywnie i na „polu bitewnym”, tj. w cyberprzestrzeni właśnie tych państw. Wykorzystywana jest w tych działaniach idea wolności informacji, aby wprowadzić dezinformację do infosfery społeczeństw demokratycznych, czego skutkiem nie jest przekonywanie lub zdobywanie wiarygodności, ale „zasiewanie zamieszania”. Mamy do czynienia z systematycznym i konsekwentnym zatruciem informacyjnym i coraz bardziej destrukcyjnym szumem informacyjnym prowadzonym w myśl zasady „dziel i rządź”. 

Uzbrajanie informacji jest procesem mającym zastosowanie nie tylko w kontekście cywilnym, w którym tradycyjne techniki, takie jak np. media drukowane, radio, filmy i telewizja zostały rozszerzone w XXI w. na internet i serwisy społecznościowe. Technologie teleinformatyczne zaowocowały jakościowo nowym krajobrazem wpływów, perswazji i masowej manipulacji, a zdolność wywierania wpływu stała się właśnie „zdemokratyzowana”. Uzbrajanie informacji ma również zastosowanie w kontekście wojskowym, jest istotną częścią hybrydowej wojny z Ukrainą, a aneksja Krymu i nielegalne operacje najemników z grupy Wagnera na wschodzie Ukrainy w 2014 r. zmaterializowały tzw. nieliniową wojnę w akcji.

Ukraina stała się największą ofiarą informacyjnej i konwencjonalnej wojny Kremla. Działania militarne prowadzone przez Rosję po 24 lutego 2022 r. to już nie tylko wojna hybrydowa, ale i powtórka z historii II wojny światowej; bombardowanie miast, terrorystyczne ataki na ludność cywilną i infrastrukturę cywilną łudząco przypominają zbrodnie popełniane przez nazistów. I co należy podkreślić, rosyjskim zbrodniom towarzyszy orwellowska narracja o rzekomej denazyfikacji Ukrainy.  

W narracji Kremla obecne są wątki dehumanizujące poszczególne grupy i jednostki w Ukrainie w celu stworzenia obrazu przeciwnika nierespektującego praw człowieka, żądnego krwi, nieposiadającego ludzkich odruchów, budowania wizerunku aktywistów, ochotników i żołnierzy ukraińskich sił zbrojnych jako faszystów i zbrodniarzy wojennych (mechanizm lustrzanych oskarżeń). Przykładem skrajnie dehumanizującej propagandy stał się również artykuł opublikowany w kwietniu 2022 r. w RIA Nowosti pt.: „Co Rosja powinna zrobić z Ukrainą?”, będący niczym innym jak podżeganiem do ludobójstwa, co zgodnie z art. III lit. c Konwencji o ludobójstwie z 1948 r. stanowi odrębne przestępstwo, niezależnie od tego, czy do niego prowadzi. Lansowana od lat retoryka, zaprzeczająca historycznemu istnieniu Ukrainy jako niepodległego i suwerennego narodu, ilustruje „ludobójczy sposób myślenia” Kremla. 

My — internauci z państw UE i NATO, ze swobodnym dostępem do technologii, od lat, codziennie podtruwaliśmy się tą radykalizującą się nieustannie propagandą Rosji, wielu internautów uwierzyło nawet i zaufało twierdzeniom o „wrogiej” Unii Europejskiej, „złych” uchodźcach, „faszyzującej” Ukrainie, czy „zabójczych” szczepionkach.

Dr hab. Agnieszka Demczuk