Im bliżej wyborów parlamentarnych w Polsce, tym więcej polskich treści w białoruskiej propagandzie. Czasem wydaje się, że głosować będą mieszkańcy Białorusi: oficjalne białoruskie media tak szczegółowo omawiają program każdej partii i niemal każdego kandydata. Władze białoruskie zajęły stanowisko wyraźnie anty PiS, ale nie wykazały wyraźnego poparcia dla opozycji. Na razie Mińsk ostrożnie liczy na reset w stosunkach z Polską po wyborach.

Główny cios w białoruskich mediach skierowany jest przeciwko rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, gdyż to jej politycy są obwiniani za pogorszenie stosunków białorusko-polskich, którzy nie docenili uwagi reżimu Łukaszenki, a zamiast tego budują mur na granicy, modernizują armię i przenoszą jednostki wojskowe bliżej Białorusi, a także udzieliły schronienia dziesiątkom tysięcy tych, których Mińsk tak naprawdę chce wsadzić do więzienia. Polski prezydent i premier już dawno stali się głównymi wrogami oficjalnego Mińska, a w białoruskiej propagandzie pojawiło się nawet trwałe określenie „reżim Dudy-Morawieckiego”. I to właśnie ci ludzie, zdaniem prorządowych białoruskich ekspertów i politologów, będą próbowali sfałszować wybory w Polsce. Aby im to uniemożliwić, białoruski reżim wysłał nawet jednego ze swoich deputowanych, aby obserwował wybory w Polsce, a następnie powiedzieć ludziom całą prawdę. Denis Karaś próbował przedostać się do Polski w ramach misji obserwacyjnej Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Parlamentarzysta Łukaszenki miał już zaplanowane, w jaki sposób będzie prowadził monitoring w Warszawie, jednak do stolicy Polski nie dotarł: polska straż graniczna nie wpuściła go do kraju i zawróciła na granicy.  Po tym poseł wpadł w histerię w całej białoruskiej telewizji, że kolejna dłoń przyjaźni wysłana przez stronę białoruską została przez Polaków zignorowana. I ogólnie rzecz biorąc, bez obecności obserwatora z Białorusi „zaufanie do procesu wyborczego w Polsce zostało podważone, budząc wątpliwości co do uczciwości i przejrzystości wyborów”.

Co białoruski rząd mówi o polskiej opozycji? Tutaj wypowiedzi są dość ostrożne, bo nie wiedzą, jak opozycja zachowa się w stosunku do oficjalnego Mińska. Donald Tusk jest stale cytowany, ale tylko w przypadkach, gdy jego słowa powtarzają tezy białoruskich władz. W propagandzie szeroko rozpowszechniano m.in. jego twierdzenia o nieskuteczności muru granicznego. Kontekst i kontynuacja tego oświadczenia nie zostały ogłoszone.  Należy jednak zaznaczyć, że wszystkie te wypowiedzi dotyczą jedynie chwili obecnej, nikt nie mówi jeszcze o przyszłych stosunkach białorusko-polskich. Sam Łukaszenka, komentując to, zauważył: Jeśli nowe siły dojdą do władzy, jest nadzieja, że nastąpi jakiś reset”.  Gdyby istniały jakiekolwiek gwarancje ze strony opozycji lub nadzieja na zmianę stanowiska Warszawy w sprawie oficjalnego Mińska, zostałaby ona natychmiast zgłoszona.

W ogóle w Polsce poparcia dla Łukaszenki wypowiadają się jedynie dość marginalni politycy, jak np. Krzysztof Tołwiński, który jest obecnie częstym gościem białoruskiej propagandy, a nawet realizuje w Polsce część ich poleceń, jak np. niedawna pikieta Białoruskiego Domu w Warszawie i żąda wydalenia z Polski polityka opozycji białoruskiej Pawła Łatuszki.

Czy białoruska propaganda może ingerować w polskie wybory? Na szczeblu Łukaszenki zadeklarowano, że Białoruś tego nie zrobi. Ale wypowiedzi oficjalnego Mińska od dawna trzeba  interpretować na odwrót. W operacjach hybrydowych, zdaniem analityka iSANS Jana Ausejuszkina, nie należy pomijać grupy hackerskiej UNC1151, powiązanej z białoruskim Ministerstwem Obrony i, według niektórych źródeł, z Głównym Zarządem Wywiadu.  Już w 2016 r. zauważono ich za szerzenie dezinformacji na temat NATO, a w 2021 r. — w działaniach przeciwko Ukrainie i Polsce. Zdaniem eksperta UNC1151 mogą być zaangażowani w temat polskich wyborów.

Jeśli chodzi o samą propagandę białoruską, krytyka Polski, jaką słychać obecnie z ekranu białoruskiej telewizji, skierowana jest raczej do krajowego konsumenta na Białorusi niż do mieszkańców Polski. Choć w białoruskiej propagandzie pojawia się coraz więcej treści w języku polskim, jaka powinna  „otworzyć oczy Polakom na to, co dzieje się w ich kraju”, odbiorcy tych treści są bardzo nieliczni – najpopularniejsze nagranie miało około dwóch tysięcy wyświetleń w Internecie. I powiedzmy szczerze, trudno sobie wyobrazić mieszkańca Polski, dla którego białoruska telewizja będzie głównym źródłem informacji o kraju. Dlatego tylko Białorusini zmuszeni są wysłuchiwać werbalnych antypolskich konkursów białoruskich propagandzistów, wśród których pojawiają się treści bezpośrednio obraźliwe, jak niedawny artykuł politologa Wadima Elfimowa „Duda i dwie świnki” o partii rządzącej i opozycji. 

Trzeba jednak powiedzieć, że Białorusini są bardzo specyficznymi konsumentami treści. Pomimo antypolskiej histerii w telewizji i oficjalnych gazetach badania opinii publicznej w kraju nie wskazują na wzrost nastrojów antypolskich. Według socjologa Aleha Alampiewa Białorusini nadal uważają Polaków za „braci” i liczą, że powinni żyć w pokoju ze swoimi sąsiadami. I tylko niewielki procent społeczeństwa ma poglądy rażąco antypolskie – to jest trzon elektoratu Łukaszenki.

OS

Fot. pixabay.com