Smutne wnioski płyną z lektury najnowszego materiału poświęconego fake newsom, który ukazał się w prestiżowym magazynie „Science”. Okazuje się, że problem z fałszywymi wiadomościami nie polega tylko na tym, że jest ich dużo, ale że są one skuteczniejsze od prawdziwych wiadomości. 

Źródło: The Science

Ludzie kłamali zawsze. Ten truizm nie powinien jednak zwalniać nas z odpowiedzialności i uwagi. Rozwój Internetu i mediów społecznościowych sprawia, że kłamstwo jest nie tylko powszechniejsze. Jest także często bezkarne, anonimowe i obliczone na wywołanie spustoszenia. I przy okazji skrojone tak, że jest bardziej pociągające niż prawda. Jeśli dodamy to wszystko do siebie, okazuje się, że jest w stanie dość łatwo nie tylko „wyprzeć” prawdę, ale i uruchomić produkcję kolejnych dezinformacji, a w końcowym stadium nie tylko zapędzać debatę publiczną w ślepy zaułek, ale także tworzyć realne podziały społeczne i prowadzić do dezintegracji społeczeństwa obywatelskiego.

Jak zauważa Steven Sloman, profesor nauk kognitywnych, lingwistycznych i psychologicznych na Uniwersytecie Browna, jeden z 16 autorów analizy w „Science”:

Problem jest trojaki. Po pierwsze, dziś dzięki technologii każdy na świecie może być źródłem informacji. Aby przyciągnąć uwagę ludzi, wystarczy tylko być wystarczająco sprytnym i pobudzić odbiorców, by rozprzestrzeniali twoją wiadomość (viral). Jednym ze sposobów jest rozpylanie treści poprzez boty operujące w mediach społecznościowych. To nic innego jak maszyny, których jedynym celem jest udawanie, że są prawdziwymi ludźmi. Prawda ma w powodzeniu tej operacji niewielkie znaczenie – powiedział naukowiec w wywiadzie udzielonym National Public Radio.

Naukowiec zwraca także uwagę na co innego. Prędkość przekazywania informacji i dezinformacji jest tak ogromna, że często nawet ludzie zajmujący się weryfikacją prawdziwości danych nie są w stanie zareagować, nim te nie zostaną „skontrowane” przeciwnym „fake newsem”. Dzieje się tak dlatego, że zaatakowani „fejkiem” czują potrzebę natychmiastowej reakcji. Jeśli dodamy do tego wspominane boty oraz internetowych trolli, którzy generują szum w sieci, a także „przeciętnych Kowalskich”, którzy podłączają się do dyskusji, sprawa wydaje się nie do wygrania.

Ludzie dzielą się wiadomościami nawet nie czytając ich, nie wspominając już o sprawdzaniu, czy są prawdziwe – zauważa Steven Sloman.

Do tego wszystkiego dochodzi opisywany już przez nas syndrom „bańki informacyjnej”. Otaczamy się mediami i informacjami, które uważamy za prawdziwe, zgodne z naszym światopoglądem i zbiorem przekonań. Dawno minęły czasy „jednej gazety, jednej telewizji i jednej radiostacji”. To zresztą dobrze, choć zapewne nie zdawaliśmy sobie sprawy z zagrożeń, jakie to może przynieść: atomizacja społeczeństwa, brak konsensusu w sprawach istotnych dla funkcjonowania społeczności, nadawanie olbrzymiej rangi nieistotnym wydarzeniom, przeniesienie ciężaru debaty publicznej w obręb „fake newsów”, tabloidów i sensacyjnych wydarzeń z pogranicza polityki i show biznesu.

Dane są bezlitosne. Na przykładzie serwisu społecznościowego Twitter „Science” wylicza, że fałszywe wiadomości rozprzestrzeniają się szybciej niż prawda. Co więcej, mają „głębszą penetrację” grup docelowych i docierają do większej liczby osób.

„Jeśli wiadomość dotarła do 1500 osób, zrobiła to sześć razy szybciej, jeśli była nieprawdziwa, niż gdyby była prawdziwa” – czytamy.

Część druga publikacji ukaże się w StopFake PL 29 marca.