Ilustracja autorstwa Justina Gendrona na licencji Creative Commons

Autor: Alana Schetzer dla NiemanLab

Stawianie na równi kampanii dezinformacyjnych i wiadomości, o których rząd mówi, że nie są w „interesie publicznym”, to recepta na nadużycia.

Szybkie rozprzestrzenianie się fake newsów może wpływać na miliony ludzi, wpływać na wybory i rynki finansowe. Badania nad wpływem fake newsów na wybory prezydenckie w USA w 2016 roku, na przykład, pokazują, że fałszywe historie o Hillary Clinton były „bardzo silnie powiązane” z odejściem wyborców, którzy popierali Baracka Obamę w poprzednich wyborach.

By powstrzymać rosnące znaczenie fake newsów, niektóre kraje uczyniły z tworzenia i rozprzestrzeniania celowo fałszywych informacji przestępstwo. Ostatnio Singapur wprowadził prawo przeciwko fake newsom, dołączając tym samym do Niemiec, Malezji, Francji, Rosji i innych.

Ale wykorzystanie prawa do walki z falą fake newsów może nie być najlepszym rozwiązaniem. Aktywiści praw człowieka, eksperci prawni i inni obawiają się, że te prawa niosą w sobie potencjał do nadużyć, by stłamsić wolność słowa, albo niecelowo blokować prawdziwe posty i strony internetowe.

Nowe prawo w Singapurze daje ministrom rządu znaczną władzę w określaniu co jest „fake newsem” i uprawnienia nakazywania platformom internetowym usuwania treści, jeżeli uznane zostaną one za sprzeczne z „interesem publicznym”. To, co jest uznawane za interes publiczny to dość szerokie pojęcie, ale uwzględnia zagrożenia bezpieczeństwa, integralność wyborów i publiczny odbiór rządu. W oczywisty sposób jest to podatne na nadużycia: oznacza to, że każda treść, która może być zinterpretowana jako zawstydzająca lub szkodliwa dla rządu może zostać zaklasyfikowana jako fake news.

Tłumaczenie tweeta: Ustawa o Ochronie przed Internetowym Kłamstwem i Manipulacją daje dowolnemu ministrowi dowolność w zarządzaniu poprawek/zdejmowania/blokowania dostępu. Nie możesz zwracać się do Wysokiego Trybunału [izba niższa Sądu Najwyższego w Singapurze – red.] dopóki apel do ministra nie zostanie odrzucony, a są może cofnąć decyzję tylko w ściśle określonych okolicznościach.

Organizacje praw człowieka i wolności słowa martwią się, że prawne blokowanie fake newsów może być użyte jako sposób na ograniczenie wolności słowa i uciszenie demaskatorów. Podobny problem pojawił się w Malezji i Rosji. Oba państwa zostały oskarżone o używanie przepisów przeciwko fake newsom do dalszego cenzorowania wolności słowa, zwłaszcza krytyki rządu.

Poprzedni rząd Malezji zdelegalizował fake newsy w zeszłym roku, czyniąc je przestępstwem, zagrożonym grzywną do 500 000 malezyjskich ringgitów (ok. 120 000 USD), sześcioma latami więzienia albo tym i tym. Nowy rząd obiecał znieść to prawo, jednak do tej pory nie spełnił obietnicy.

Rosja zabroniła fake newsów – za które uznaje jakąkolwiek informację pokazującą „rażący brak szacunku” do państwa – w kwietniu. Za nieprzestrzeganie zakazu grozi 15 dni aresztu.

Tłumaczenie tweeta: “Jeżeli pozwolić by instynktom prezydenta zapanować, miałby podobny system uciśnienia mediów… jakim cieszy się Putin w Rosji”. Były Dyrektor Wywiadu Narodowego James Clapper w reakcji na doniesienia, że Trump skarżył się Putinowi na „fake newsy”. https://cnn.it/2J64ykQ

Rozróżnienie autentycznych i nieautentycznych treści

Ale problemy ustawodawstwa skierowanego przeciwko fake newsom nie są ograniczone tylko do państw z raczej wątpliwą przeszłością w zakresie integralności wyborów i wolności słowa. Nawet kraje jak Niemcy napotykają trudności w egzekwowaniu przepisów w sposób, który nie dotykałby niecelowo także autentycznych treści.

Niemieckie prawo weszło w życie 1 stycznia 2018 roku. Na celownik wzięło media społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter i narzuca im konieczność usunięcia postów zawierających mowę nienawiści lub fałszywe informacje w ciągu 24 godzin. Platformy, które nie spełnią warunków mogą zostać obłożone karą nawet w wysokości 50 mln euro.

Tłumaczenie twweta: Facebook mówi, że nowe niemieckie prawo o fake newsach może zmusić go do usuwania legalnych treści http://read.bi/2s9mt15.

Obecnie jednak rząd rewiduje przepisy, gdyż blokowanych jest zbyt wiele informacji, które nie powinny być. Stowarzyszenie Dziennikarzy Niemieckich poskarżyło się, że firmy mediów społecznościowych są zbyt ostrożne i odmawiają publikowania czegokolwiek, co mogłoby być źle zinterpretowane w świetle tych przepisów. To może prowadzić do autocenzury, w tym także informacji będących w interesie publicznym.

W Australii fake newsy także postrzegane są jako znaczący problem. Coraz więcej ludzi nie potrafi odróżnić fałszywek od prawdziwych doniesień. Podczas australijskich wyborów federalnych w maju fake news twierdzący, że Partia Pracy planuje wprowadzić „podatek od śmierci” [40% podatek od spadku – red.] rozprzestrzenił się na Facebooku i został wykorzystany przez Partię Liberalną w reklamach wyborczych. Ale w Australii nie mówi się poważnie o zabranianiu fake newsów. Zamiast tego, politycy ze wszystkich opcji prowadzą nacisk na największe platformy mediów społecznościowych, by te były bardziej uważne i usuwały fake newsy zanim staną się one problemem.

Alternatywy dla rządowych regulacji

Proste uchwalenie przepisów przeciwko fake newsom może nie być najlepszym sposobem radzenia sobie z problemem. Unia Europejska, doświadczająca wzrostu poparcia dla skrajnej prawicy, wprowadziła w 2018 roku dobrowolny kodeks postępowania przeciwko dezinformacji internetowej. Facebook i inni giganci mediów społecznościowych podpisali się pod nim. Jednakże już występują obawy, że kodeks został “zmiękczony”, żeby zminimalizować ilość treści, które będą musiały zostać usunięte lub poddane edycji.

Tłumaczenie twweta: #EUvsDisinfo Przypomnienie o Kodeksie Postępowania EU w sprawach #dezinformacji: @Twitter @Facebook i @Google dobrowolnie zobowiązały się do przestrzegania Kodeksu jesienią 2018 roku. Informacja prasowa: http://europa.eu/rapid/press-release_STATEMENT-18

Kiedy tylko rządy włączają się w regulację mediów – choćby z najlepszych pobudek – pojawia się zawsze prawdopodobieństwo korupcji i ograniczenia prawdziwej wolności słowa. Samoregulacje branżowe także są problematyczne, bowiem kompanie mediów społecznościowych często mają problem z obiektywnym regulowaniem samych siebie. Wymuszenie na tych firmach wzięcia odpowiedzialności za treści na ich stronach za pomocą grzywien i innych środków może być efektywne.

Inną alternatywą jest zaangażowanie grup medialnych. Organizacja monitorująca wolność mediów Reporterzy Bez Granic, na przykład, uruchomiła Inicjatywę Zaufania Dziennikarskiego, która może prowadzić do przyszłego systemu certyfikacji, który działałby jako „gwarancja” jakości i trafności dla czytelników. Uzgodnione standardy są wciąż dyskutowane, ale zawrą się w nich takie kwestie jak własność przedsiębiorstwa, źródła przychodu, niezależność i przestrzeganie kodeksu etycznego.

Autor: Alana Schetzer dla NiemanLab

Alana Schetzer to dziennikarka freelancerka i tutor sesyjny na Uniwersytecie w Melbourne. Ten artykuł jest tłumaczeniem artykułu opublikowanego na The Conversation na licencji Creative Commons.