Problem dezinformacji, manipulacji i propagandy, zwłaszcza w kontekście używania ich w charakterze instrumentów realizowania celów politycznych czy wręcz w charakterze broni, służącej do wywierania wpływu na przeciwnika, długo był przedmiotem zainteresowania głównie specjalistów: naukowców, badaczy, analityków, medioznawców. W powszechnej świadomości praktycznie nie istniał.

A jeśli był dostrzegany, był traktowany jako problem mało istotny w porównaniu z „tradycyjnymi” wyzwaniami, kojarzonymi z geopolityką, zmaganiami militarnymi, gospodarką czy rywalizacją ideologiczną. Wymiar informacyjny, podobnie zresztą jak kwestie związane z tożsamością narodową i kulturową, kulturą strategiczną oraz uwarunkowaniami cywilizacyjnymi, dostrzegany był jako funkcjonujący „w tle”, „dodatkowo”.

Kiedy nie tak dawno, bo właściwie dopiero na przełomie XX i XXI wieku, zaczęto zauważać, że informacja/dezinformacja ma coraz większy wpływ na stosunki społeczne, w tym stosunki międzynarodowe i wszelkie konflikty, było to zwykle niedoceniane i lekceważone. Zasadniczy argument brzmiał: przecież to żadna nowość, zawsze w polityce i na wojnie się oszukiwało, manipulowało i używało podstępów. Przecież już starożytni Chińczycy to wiedzieli, wszak pisał o tym Sun Zi – na którego nota bene (oraz na Carla von Clausewitza) powołują się wciąż z upodobaniem i uporem godnym lepszej sprawy autorzy rozlicznych rozważań teoretyczno-strategicznych.

Ponadto, kiedy coraz wyraźniej zaczęły się pojawiać jasne sygnały, że to Rosja konsekwentnie i systemowo posługuje się dezinformacją i propagandą w celu realizacji swojej strategii, oraz kiedy coraz częściej zaczęto przed tym ostrzegać, pojawiły się argumenty (oczywiście intensywnie lansowane, zupełnym przypadkiem, przez środowiska prorosyjskie), że to przesada oraz, naturalnie, rusofobia – bo wszyscy używają takich narzędzi, dlaczego więc Rosja miałaby być tu wyjątkowa.

Zarówno to przekonanie, że wymiar informacyjny bezpieczeństwa nie jest dziś znacznie istotniejszy niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu, jak i to, że rosyjska dezinformacja i propaganda niczym się nie różnią od analogicznych działań innych państw, są przekonaniami fałszywymi.

Mit pierwszy: dezinformacja to nic nowego, istniała zawsze

Ludzkość weszła w etap rozwoju cywilizacyjnego, określany jako „era informacyjna”. Informacja stała się jednym z najistotniejszych zasobów, towarów i instrumentów. Jednocześnie nastąpiła nadprodukcja informacji, de facto przekraczająca możliwości poznawcze człowieka. Tym samym ogromna ilość docierających do nas informacji nie tylko powoduje chaos informacyjny, ale i zwiększa naszą podatność na dezinformację i manipulację – nie jesteśmy bowiem w stanie weryfikować wszystkich danych. Ponadto, manipulowanie ułatwiają takie czynniki jak np. ludzka skłonność do poszukiwania afirmacji i potwierdzenia czy błędy poznawcze. Tym łatwiej zatem, posługując się informacją, także fałszywą bądź zmanipulowaną, można wpływać na ludzkie zachowania, indywidualne i zbiorowe. W sposób pośredni lub bezpośredni może się to łączyć z kwestiami bezpieczeństwa, ponieważ obecnie niemal każda płaszczyzna funkcjonowania państw i ludzkich zbiorowości łączy się z tymi kwestiami. To z kolei prowadzi do swoistego „militaryzowania”, tudzież „uzbrajania informacji” – w erze informacyjnej używamy jej jako broni, tak jak w erze agrarnej używaliśmy mięśni ludzkich i zwierzęcych, a w erze industrialnej maszyn. Informację „uzbraja się” w oparciu o określone mechanizmy i prawidłowości, znane zresztą wszystkim spin doctorom, prowadzącym kampanie wyborcze. Oczywistym jest sięganie do emocji, które dominują nad racjonalnością, zwłaszcza odpowiednio wzmocnione (negatywne emocje i uprzedzenia szczególnie łatwo wzmacnia się, sięgając po argumenty o charakterze rasowym, narodowościowym, etnicznym, religijnym, historycznym). Wykorzystuje się, wspomniane wyżej, błędy poznawcze, a także tzw. „złudzenia natywne”, opierające się na wrodzonej człowiekowi tendencji do poszukiwania celowości i ładu – co tłumaczy w dużej mierze popularność różnego rodzaju teorii spiskowych, dających proste odpowiedzi na złożone pytania i złudne poczucie „wiedzy”, zwłaszcza w czasach niepewności i kryzysu.

Oczywiście, nie jest to zjawisko nowe. Informacja i dezinformacja wykorzystywane były od wieków w konfrontacji politycznej, dyplomatycznej i militarnej. Operacje informacyjne, wojna informacyjna, operacja wpływu – te pojęcia funkcjonują od dawna. Dopiero jednak gwałtowny rozwój techniczny w dziedzinie masowej komunikacji, mający miejsce w XXI wieku, sprawił, że informacyjny wymiar bezpieczeństwa przestał być uzupełnieniem i „dodatkiem” do „pełnoprawnych” działań politycznych, dyplomatycznych czy wojskowych, a stał się autonomiczną dziedziną, tak w sferze koncepcji, jak i działań, aktywnie wykorzystywaną do realizacji celów strategicznych – analogicznie jak sfera informacyjna stała się jednym z głównych czynników, determinujących kierunki naszego rozwoju cywilizacyjnego. Pojawiła się zatem w tym zakresie swoista „nowa jakość”, tj. ilościowemu wzrostowi produkowanej, przesyłanej i rozpowszechnianej informacji towarzyszą zmiany o charakterze jakościowym, generując w efekcie nową kategorię wyzwań i zagrożeń. I trzeba przy tym zaznaczyć, że wymiar informacyjny bezpieczeństwa trudno analizować w oderwaniu od pozostałych wymiarów, ponieważ uzupełniają się one nawzajem i są wobec siebie komplementarne. Wymiar ten jest także tak wielopłaszczyznowy, szeroki i zróżnicowany, a jednocześnie niemierzalny, że wciąż nie ma właściwie możliwości badawczych, by dogłębnie i wyczerpująco przeanalizować i skwantyfikować wszystkie działania w infosferze, ich konsekwencje, podmioty, wpływ na procesy społeczne itp. Zwłaszcza, że należy je rozpatrywać w szerszym kontekście procesów cywilizacyjnych, za którymi, jako ludzie, w bardzo różnym tempie „nadążamy”.

Warto w tym kontekście przypomnieć określenie, którym z górą dwie dekady temu posłużył się profesor Ryszard Tadeusiewicz, pisząc o formującym się właśnie wówczas (na przełomie wieków) społeczeństwie informacyjnym. Zauważył, że niejako skutkiem ubocznym tej zmiany cywilizacyjnej będą zapewne nowe formy zagrożeń. Jedną z nich, wynikającą z rosnącej liczby źródeł informacji i samych informacji przy jednoczesnej wątpliwej wartości, czy wręcz szkodliwości, tych informacji, określił mianem smogu informacyjnego. W takim ujęciu informacji nie tylko jest za dużo, rozdrobnionej i zatomizowanej (co daje efekt mgły), ale może ona także być niebezpieczna i szkodliwa – co daje efekt mgły duszącej i trującej, czyli smogu. Jednym z mechanizmów generowania tego smogu jest np. funkcjonowanie „Internetu 2.0” – każdy odbiorca treści może być jednocześnie nadawcą. Ma to swoje niezaprzeczalne zalety, ale i zasadniczą wadę: do obiegu, praktycznie nieograniczonego przestrzennie i czasowo oraz bardzo trudnego do efektywnego kontrolowania (w warunkach państw demokratycznych), na równych prawach trafiać mogą i trafiają treści całkowicie dowolne – także te radykalne, bezwartościowe, niebezpieczne czy zwyczajnie pozbawione sensu. Co więcej, relatywnie łatwo jest pozostać anonimowym bądź utrudnić identyfikację swojej tożsamości. Umożliwia to nie tylko bezkarne rozpowszechnianie dezinformacji i propagnady, ale także przeprowadzanie operacji „pod fałszywą flagą” (podszywanie się pod inny podmiot), uniknięcie odpowiedzialności prawnomiędzynarodowej itp. Obrazu dopełniają: nadmiar informacji, brak chęci i umiejętności filtrowania i krytycznego analizowania informacji, charakterystyczny dla rosnącego odsetka populacji, a także ograniczenia poznawcze oraz mechanizmy funkcjonowania internetu (np. wyszukiwarek i algorytmów mediów społecznościowych) skutkujące skłonnościami do zamykania się w tzw. „bańkach informacyjnych” (lub filtracyjnych – filter bubbles). Krótko mówiąc, obecnie dezinformacja jest zjawiskiem, oraz narzędziem, jakościowo zupełnie innym oraz mającym zdecydowanie większe znaczenie niż w „erze przedinformacyjnej”.

Mit drugi: wszyscy posługują się dezinformacją i propagandą, nie tylko Rosja

Do pewnego stopnia z powyższym stwierdzeniem można się zgodzić. Z drobnym jednak zastrzeżeniem: Rosja podniosła dezinformację do rangi sztuki (strategicznej). W wymiarze zewnętrznym zasadniczym celem tych działań jest osłabianie integralności i spójności Zachodu oraz utrzymywanie/odzyskiwanie wpływów na „swoim” obszarze. Natomiast w wymiarze wewnętrznym działania te służą konsolidacji społeczeństwa wokół władzy, zwłaszcza poprzez kreowanie dychotomii „my” kontra „oni”, czyli agresywny i dekadencki Zachód, który zagraża Rosji i jej wartościom. Specyfika rosyjskiej dezinformacji wynika z kilku uwarunkowań.

Po pierwsze, manipulacją posługiwać się mogą państwa autorytarne, dążące zwykle do kontrolowania, jeśli nie zmonopolizowania, sfery informacyjnej. Brak wolności słowa, a więc i brak opinii publicznej, z którą należałoby się liczyć, oraz możliwość generowania i promowania jednolitego przekazu (narracji) dają przewagę nad państwami demokratycznymi, ex definitione dopuszczającymi wielość i kakofonię opinii. Nie ma wątpliwości co do tego, że Rosja to system de facto autorytarny, swoimi korzeniami sięgający zresztą nie tylko okresu Związku Radzieckiego i caratu, ale także modelu władzy, przyniesionego na ziemie ruskie przez Złotą Ordę.

Po drugie, historyczne uwarunkowania wpłynęły na kształt kultury strategicznej Rosji, w istotny sposób wpływającej dziś na myślenie elit rosyjskich o bezpieczeństwie i metodach jego zapewniania. Co ważne w kontekście informacyjnego wymiaru bezpieczeństwa, dla Rosji typowa jest tradycja tzw. „dwójmyślenia”, choć nieco odmienna niż u George’a Orwella: liberalni, antyputinowscy Rosjanie jednocześnie popierający aneksję Krymu i narrację o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej nie są zjawiskiem ani odosobnionym, ani zaskakującym. W szerszym wymiarze oznacza to nie tylko znaczną akceptację dla oficjalnej narracji, ale i dla kłamstwa oraz manipulacji – co jest nie tyle „winą” rosyjskiego społeczeństwa, ile wynika z charakteru rosyjskiej tożsamości narodowej i państwowej oraz kształtu modelu sprawowania władzy – niezmiennego w swej naturze od stuleci. Jedną z cech charakterystycznych rosyjskiej kultury strategicznej jest również, powiązany z przywoływanym syndromem „oblężonej twierdzy”, syndrom permanentnego konfliktu – niezbędny jest zewnętrzny przeciwnik, a Rosja jest nieustannie „na wojnie”. Co także ważne, kultura strategiczna Rosji w dużym stopniu odwołuje się do mitów oraz do myślenia w kategoriach ideologicznych raczej niż racjonalnych – bo czy można na przykład nazwać racjonalną decyzję o inwazji na Ukrainę?

Po trzecie, z punktu widzenia Rosji jej głównym oponentem jest umowny („kolektywny”) Zachód i jego instytucje (zwłaszcza UE i NATO). Płaszczyzn rywalizacji jest wiele: geopolityczna, polityczna, ideowa, militarna, kulturowo-cywilizacyjna, symboliczna. Rosja zdaje sobie jednak sprawę, że w kontekście „twardego” potencjału (ekonomicznego, militarnego) znacznie Zachodowi ustępuje, a uzależnienie wielu państw, również zachodnich, od rosyjskich surowców energetycznych, będzie malało w miarę dywersyfikacji źródeł dostaw oraz przechodzenia gospodarek na odnawialne źródła energii – proces ten w wyniku rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie już przyspiesza. Stąd odpowiedzią na pytanie, jak skutecznie rywalizować z Zachodem, w warunkach asymetrii potencjałów, jest aktywizacja działań w sferze informacyjnej. Tu Zachód jest wyraźnie słabszy, co wynika z natury demokracji liberalnej, tj. jej otwartości, pluralizmu opinii i rozdrobnienia medialnego – wszystkie te elementy zachodniej infosfery pozwalają na dość łatwe jej penetrowanie z zewnątrz.

Po czwarte wreszcie, Rosja ma ogromne doświadczenie w zakresie prowadzenia „operacji informacyjnych” oraz realizowania polityki divide et impera. Działania dezinformacyjne i manipulacyjne oraz propagandowe podejmowały wszystkie tajne służby, we wszystkich swoich metamorfozach – od Tajnej Kancelarii, przez ochranę, WCzK, OGPU, NKWD, KGB, GRU, SWR po FSB. W okresie zimnej wojny, choć metody takie stosowano już wcześniej, pojawił się termin „środki aktywne” (ros. aктивные мероприятия) – to szerokie pojęcie, odnoszące się do wielu, różnorodnych form oddziaływania na środowisko międzynarodowe. Zasadniczym ich celem jest skłonienie przeciwnika do zachowań i działań pożądanych z punktu widzenia Rosji (wcześniej ZSRR). Po zakończeniu zimnej wojny charakter działań, podejmowanych w ramach „środków aktywnych”, nie zmienił się, ale pojawiło się nowe instrumentarium – technologie komunikacyjne zniosły dotychczasowe bariery w zakresie przepływu informacji, co stworzyło nowe możliwości i ułatwiło działania już nie tylko służbom, ale i innym podmiotom, włączonym do realizacji operacji informacyjnych (np. kontrolowanym przez państwo mediom).

Wywieranie wpływu na społeczeństwo było także jednym z instrumentów budowania imperium (zarówno carskiego, jak i sowieckiego) – przez kilkaset lat imperialnej dominacji Rosja wypracowała skuteczne metody realizacji polityki „dziel i rządź”, służące utrzymywaniu konfliktów i napięć między narodami i grupami etnicznymi, zamieszkującymi imperium, i tym samym ułatwiające zarządzanie wielonarodowym państwem oraz zmniejszające prawdopodobieństwo pojawienia się buntów i tendencji odśrodkowych. Rozpad Związku Radzieckiego nie zmienił, także obecnie, w ramach operacji informacyjnych, ta strategia jest realizowana, czego przykładem wielokrotne próby wywierania wpływu na stosunki polsko-ukraińskie, destabilizowania relacji euroatlantyckich, podsycania rewizjonizmu historycznego i napięć wokół kwestii drażliwych społecznie itp.

Podsumowując: Rosja nie jest tylko jednym z wielu podmiotów, które posługiwały się i posługują dezinformacją, dywersją, operacjami wpływu, propagandą itp. do realizacji swoich celów. Dla Rosji to instrumentarium jest fundamentem i spoiwem dla innych działań („kinetycznych”) – zasadniczo odróżnia to więc Rosję od innych państw. Nie tylko pod tym względem.

Dr Jakub Olchowski