Kilka dni temu w niemieckim Bundesrat odbył się panel na temat wprowadzenia zmian legislacyjnych ułatwiających walkę z fake news oraz operacjami wpływu. Jednym z uczestników panelu był Kamil Basaj z Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń.

W ramach Trójkąta Weimarskiego, przy udziale senatorów z Polski, Niemiec i Francji odbywa się cykl spotkań, na których mają być wypracowane tezy pod debaty związane z wprowadzeniem zmian legislacyjnych ułatwiających walkę ze zjawiskiem fake news. Zjawisko to jest nieco odrębne oraz inaczej definiowane niż zjawiska związane z operacjami wpływu, które również mogą być realizowane poprzez środowiska informacyjne. Dyskutowaliśmy zarówno o wymiarze definicji, czyli jak definiować dezinformację, propagandę czy fake news oraz jak im przeciwdziałać w środowisku, w którym w krajach demokratycznych społeczeństwa funkcjonują w obszarze wolności wymiany poglądów. Staraliśmy się doprecyzować, czy można odseparować elementy obcej operacji od kontentu, który jest dystrybuowany przez użytkowników naturalnych. Prowadziliśmy dyskusję opartą na przykładach w kampanii francuskiej, w Stanach Zjednoczonych i kilku z Polski. Na chwilę obecną można powiedzieć, że poziom zrozumienia zagadnienia jest platformie politycznej bliższy niż dwa lata temu, ale niewątpliwie jeszcze dużo pracy przed nami, a zwłaszcza dla Komisji Europejskiej, która stara się podjąć faktyczne przeciwdziałania temu zjawisku, tj. stworzyć sieć niezależnych weryfikatorów informacji. Najistotniejszą częścią debaty była dyskusja na temat tego, że to rozwiązanie, jeżeli będzie skuteczne, rozwiąże część problemów. Stąd też pojawił się temat operacji wpływów.

Kamil Basaj zapytany przez nas, czy na przykładzie partnerów rządowych sądzi, że możliwa jest skuteczna współpraca organizacji pozarządowych z partnerem publicznym bez prób wywierania na siebie nacisków odpowiedział, że to jest trudne do przewidzenia ze względu na to, że idąc za teoretycznym obrazem tej współpracy, czy wytycznych legislacyjnych, które powstają, jest to jak najbardziej możliwe. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Czy w praktyce tego typu organizacje będą się bezwzględnie stosowały do metodyki identyfikacji fałszywych informacji czy manipulacji  i czy będą z tego rozliczane? Jak mówi nasz rozmówca – pierwsze problemy zaczynają się już w wymiarze identyfikacji informacji, która na przykład jest prawdziwa, ale podawana w jakimś negatywnym kontekście. I tutaj fact-checking jest narzędziem niewystarczającym ponieważ wchodzimy w obszar opinii. Ktoś dla przykładu publikuje swój materiał narzucając odbiorcy poprzez sugestię już jakiś sposób jego rozumienia. Może posłużyć się również grafiką obrazującą, zgodnie z jego intencją. Więc fact-checking taki nominalny, gdy potwierdzamy, czy dana informacja jest prawdziwa, czy nie, może być efektywny, bo to jest łatwo rozliczyć. Trudniej jest rozliczać ośrodki, które miałyby już opiniować to, czy opinie które są dystrybuowane w sieci są zgodne lub niezgodne ze stanem faktycznym. Tutaj pojawiają się problemy zarówno natury legislacyjnej jak i metodycznej, ponieważ zjawisko fake news również obejmuje elementy związane z manipulowaniem informacjami. Sekret tkwi w tym, że nie zawsze nieprawdziwa informacja jest manipulowana. Niejednokrotnie jest tak, że prawdziwa informacja jest manipulacją, ponieważ jest przedstawiana w narzuconym, sugestywnym kontekście.